Gry tworzone na wyłączność coraz rzadziej kierowane są do dzieci. Ostatnią dużą firmą pamiętającą o tym audytorium jest Nintendo. Microsoft uparcie idzie w nowe Gearsy i Forzę, a Sony w tytuły akcji, które niekoniecznie są odpowiednie dla młodszych graczy. Co jakiś czas udaje im się jednak wypuścić coś w stylu Little Big Planet, Tearaway czy właśnie recenzowanego Concrete Genie. Produkcja ta pokazuje nam losy Asha, chłopca, który mieszka w portowym mieście Denska. Miejsce to było niegdyś kolorowe i radosne, ale katastrofa ekologiczna całkowicie zniszczyła życie miejscowych rybaków. Teraz dominują tu ciemnobrunatne barwy, brak uśmiechu i żal. Na szczęście sytuacja nie jest na tyle beznadziejna, by nie udało się wszystkiego odwrócić. Potrzebna będzie do tego jednak mieszanka odwagi, wiary i oczywiście magii.
Autor: Arkadiusz Ogończyk
Miejsce to było niegdyś kolorowe i radosne, ale katastrofa ekologiczna całkowicie je zniszczyła. Na szczęście sytuacja nie jest na tyle beznadziejna, by nie udało się wszystkiego odwrócić - potrzeba tylko odwagi, wiary i oczywiście magii.
Grę rozpoczynamy gdy Ash, rysując w swym notatniku, zostaje napadnięty przez grupę miejscowych dzieciaków, lubiących znęcać się nad słabszymi. Łobuzy zabierają jego zeszyt i wyrywają z niego kartki, a chłopca zamykają w latarni morskiej, w której podobno straszy. I faktycznie – spotykamy w niej pewien trudny do określenia byt. Możemy go nazwać duchem albo diabłem, tak jak ja w tytule recenzji. Twórcy gry zdecydowali się na określenie „dżin”. Terminologia jest tu jednak sprawą drugorzędną - chodzi o ezoteryczną istotę, która się z nami zaprzyjaźnia. Dzięki odnalezionemu przy okazji magicznemu pędzlowi możemy rysować na murach rośliny, planety, gwiazdy, ptaki i masę innych wzorów, które ucieszą dżina. Jest to o tyle istotne, że wszystkie pomocne duchy jakie spotkamy w grze to właśnie ożywione malunki, które mogą nam towarzyszyć jako płaska grafika na ścianach miasta. Tworzy to interesujący kontrast, gdyż jako Ash poruszamy się po w pełni trójwymiarowym świecie. Musimy w nim jednak tworzyć przejścia i malunki dla zaklętych w dwóch wymiarach wesołych diabłów. Patent ten przypomina nieco możliwości, jakie Link nabywa w The Legend of Zelda: A Link Between Worlds, zmieniając się w obrazy na ścianach na potrzeby rozwiązywania zagadek.
Concrete Genie daje upust naszej kreatywności, pozwalając z wybranych wzorów układać dowolne mozaiki, które zostają w świecie gry przez cały czas trwania naszej przygody. Kolorowe malowidła działają leczniczo na całą Denskę. Ważną częścią gry jest też szukanie żarówek, które pod wpływem malowania pobliskich ścian zapalają się i pozwalają na oczyszczenie miasta z zepsucia, które je opanowało. W zasadzie przygoda Asha to przede wszystkim prosta platformówka 3D, w której szukamy na planszy miejsc do pomalowania. Urozmaicenia dodają jej jednak drobne łamigłówki oraz konieczność uważania na łobuzów, których spotkaliśmy na samym początku gry. Jeżeli nas złapią, to porwą nam pędzel i wrzucą nas do pobliskiego kubła na śmieci - dookoła tej zasady zbudowana jest cała gra. Poziom trudności? Żaden dorosły nie będzie miał problemu z płynnym przechodzeniem kolejnych fragmentów, bo zręcznościowo, pod względem fabuły i zagadek jest to produkcja przeznaczona dla najmłodszych.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja Concrete Genie – chłopiec i wesoły diabeł kontra świat