Recenzja Forza Horizon 4. Cztery pory roku na miarę Vivaldiego?

Recenzja Forza Horizon 4. Cztery pory roku na miarę Vivaldiego?

Forza Horizon to jedna z najlepszych serii gier wyścigowych nie tylko ostatnich lat, ale w historii gatunku. I nie jest to jedynie moja opinia, ponieważ wystarczy spojrzeć na średnią ocen produkcji Playground Games na konsoli Xbox One, która wynosi przeszło 90%, a tytuł ten zgarnął też całkiem pokaźną liczbę maksymalnych ocen w recenzjach. Nic więc dziwnego, że oczekiwania w stosunku do kontynuacji są tak duże i poprzeczka dla Forza Horizon 4 jest zawieszona bardzo wysoko. Smaczku sprawie dodaje także rywalizacja na ekskluzywne gry pomiędzy Xboxem a PlayStation, gdzie platforma giganta z Redmond zwyczajnie przegrywa, więc na barkach serii Forza spoczywa dodatkowa odpowiedzialność. Brytyjskie studio pokazuje jednak, że z odsłony na odsłony jego flagowa (i jedyna) seria rozkręca się coraz bardziej, więc byłem pełen nadziei, zanim jeszcze otrzymałem swoją kopię do recenzji. Teraz, kiedy spędziłem z tym tytułem kilkanaście godzin, mogę podzielić się z Wami moją opinią na jego temat. Czy zatem Forza Horizon 4 jeszcze bardziej umocni swoją czołową pozycję na rynku ścigałek, czy też może zbyt regularny plan wydawniczy Microsoftu sprawił, że cykl zaczyna po prostu odcinać kupony, spoczywając na laurach?

Forza Horizon to czysta frajda, gdzie liczy się przede wszystkim przyjemność z samej gry oraz uchwycenie esencji wrażeń, jakich doświadczyć moglibyśmy siadając za kierownicą super bryk, pozbawieni ograniczeń wynikających z przepisów ruchu drogowego.

Przypominam, że Forza Horizon to nic innego, jak bardziej arcade’owy spin-off symulacyjnej Forzy Motorsport, ale różnica nie sprowadza się tu jedynie do innego podejścia do filozofii ścigania (bardziej luźnego rozrywkowego, co objawia się choćby stylem graficznym czy otoczką fabularną), ale także rezygnacji z torów na rzecz otwartych przestrzeni, spójnego settingu Horizon, którego akcja przeważnie rozgrywa się w jednym regionie, no i oczywiście autorów. Za Motorsport odpowiada bowiem ekipa Turn 10, która jedynie służy pomocą Playground Games przy tworzeniu Horizon. Fanatycy i puryści, którzy lubują się w uczeniu zakrętów na pamięć i spędzaniu długich godzin na grzebaniu w ustawieniach, raczej nie mają tu czego szukać, choć nie ukrywajmy, że w przypadku serii Motorsport trzeba raczej mówić o simcade czy czystej symulacji. Poza tym, Forza Horizon to czysta frajda, gdzie liczy się przede wszystkim przyjemność z samej gry oraz uchwycenie esencji wrażeń, jakich doświadczyć moglibyśmy siadając za kierownicą super bryk, pozbawieni ograniczeń wynikających z przepisów ruchu drogowego (i nie tylko), a nie przeniesienie doświadczeń z jazdy 1:1.

Recenzja Forza Horizon 4. Cztery pory roku na miarę Vivaldiego?

Trzon gry pozostał nienaruszony i wciąż chodzi tu głównie o dobrą zabawę w ramach festiwalu Horizon, niezależnie od tego, czy się ścigamy z innymi uczestnikami, wykonujemy kaskaderskie wyczyny, bierzemy udział w pokazowych wydarzeniach, bijemy kolejne rekordy na fotoradarach czy zagłębiamy się w społecznościową otoczkę, tworząc nowe projekty upiększania aut, eventy czy wystawiając swoje samochody w domu aukcyjnym. Nie oznacza to jednak, że nie uświadczymy tu zmian, a te nie ograniczają się jedynie do rozszerzenia kolekcji aut, większej mapy czy nowego miejsca akcji, ponieważ producent wprowadził kilka bardzo ciekawych rozwiązań, które mogą stanowić dla serii małą rewolucję. Mówię tu o takich nowościach, jak zmienne pory roku, pozwalające nam doświadczyć Wielkiej Brytanii wiosną, latem, jesienią i zimą, co drastycznie zmienia postrzeganie miejscówek i przekłada się na doznania z samej jazdy. Nie można też zapomnieć o wprowadzeniu współdzielonego świata, gdzie wirtualne awatary zastąpione zostały przez żywych graczy - chyba nie muszę tłumaczyć, jak zwiększa to immersję?

Recenzja Forza Horizon 4. Cztery pory roku na miarę Vivaldiego?

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja Forza Horizon 4. Cztery pory roku na miarę Vivaldiego?

 0