Urządzenie przyjechało do nas zapakowane w niewielki kartonik, na którym widnieje krótki opis oraz grafika przedstawiająca samą kamerę. W pudełku znajduje się nasz bohater recenzji, instrukcja obsługi, części montażowe (plastikowa nasada, dwa kołki rozporowe i dwie śruby) oraz zasilacz z długim przewodem (kabelek ma aż 3 metry długości, dlatego wystarczy nawet w wysokich mieszkaniach i domach). To tyle. Niczego innego w pudełku nie znajdziemy.
Odpakowany sprzęt prezentuje się jak inne urządzenia tego typu na rynku. Jest biały plastik, który zdecydowanie dominuje oraz piano black na głowicy. Szkoda, że producent zdecydował się na taki materiał, bo ten nie dość, że zbiera kurz właściwie tuż po wyjęciu z pudełka, to jeszcze zbiera odciski palców i łatwo się rysuje. Na środku natomiast tego wszystkiego znajdziemy “Oko Saurona”, które rejestrować będzie nagrania. Na tyle kamery znajdują się dwa wejścia. Jedno na kabelek z zasilacza, a drugie RJ-45 (LAN) do podłączenia do routera domowego. Gdzie w takim razie możemy zainstalować kartę microSD? Wejście zostało ukryte w obrotowej części kamery, na spodzie i umieszczono obok niego przycisk reset.
Jeśli chodzi o samą jakość wykonania, tu jest po prostu poprawnie. Nie jest to kamera do użytku zewnętrznego, dlatego też przyczepiać się do wszechobecnego plastiku i braku IPX po prostu nie wypada, szczególnie jeśli spojrzymy na cenę samego urządzenia. Plastik natomiast nie trzeszczy, a wszystkie elementy zostały odpowiednio spasowane.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Tenda CP6 - test kamery do domowego monitoringu