Obudowę zapakowano w szary karton o wymiarach 565 x 300 x 560 mm, na którym znajdziemy zarówno nowe logo warszawskiej firmy, jak i podstawowe dane dotyczące produktu, włączając jego szkic poglądowy. Co istotne, jak przystało na rodzimego producenta, wszystkie informacje przedstawione są w języku polskim. Przechodząc do zawartości, natrafiamy na typowe zabezpieczenie, w formie grubych styropianowych okładzin i folii. To rozwiązanie tyleż popularne co sprawdzone. Zawartość opakowania, poza właściwą obudową, obejmuje akcesoria montażowe (śrubki, dystanse, podkładki, opaski, buzzer do płyty głównej itd.) oraz bardzo dobrą instrukcję, którą zrealizowano w oparciu o kolorowe fotografie, z dodatkowo naniesionymi schematami postępowania. W rezultacie, szczerze mówiąc, ze złożeniem komputera w Armis AR7 powinien poradzić sobie nawet kompletny laik. Opisy są naprawdę konkretne, a zdjęcia - nienagannie czytelne.
Sama obudowa, jak już zdążyliśmy wspomnieć, charakteryzuje się wymiarami 518 x 233 x 508 mm, co w klasie Midi-tower czyni ją stosunkowo dużą. Tymczasem jej stylistyka (i niektóre rozwiązania, do czego dojdziemy) od razu przywodzi na myśl konstrukcje marki be quiet!, jak Pure Base 600 i Silent Base 800. Nie jest to może szczyt oryginalności, ale wytonowana forma prostopadłościanu z delikatnie ściętymi krawędziami to, naszym zdaniem, doskonały kompromis pomiędzy konserwatywną elegancją a nowoczesnością. Szkielet konstrukcji i panele boczne wykonano ze stali, front zaś - tworzywa sztucznego, imitującego szczotkowane aluminium. Wielu ucieszy, że SilentiumPC uporało się wreszcie z problemem lakieru, który w wielu starszych obudowach tej firmy był nie głęboko czarny, lecz grafitowy, przez co w świetle dziennym odznaczał się na tle plastikowych wstawek czy filtrów. Armis AR7 rzeczywiście zasługuje na stosowany niegdyś przydomek Pure Black, choć, trochę paradoksalnie, akurat w tym przypadku go nie nadano.
Skupiając się na detalach, zauważymy subtelnie wkomponowane otwory wentylacyjne. Na froncie widnieją one wzdłuż ściętych krawędzi bocznych, podobnie jak u be quiet!, natomiast top jest po prostu całościowo perforowany, po czym nakryty filtrem magnetycznym. Filtracja przednia, nawiasem mówiąc, wymaga ściągnięcia całego panelu. Dwa spośród fabrycznie dołączonych wentylatorów Sigma PRO umieszczono na przedzie, a trzeci - na tyle. Są one podłączone do trójstopniowego kontrolera prędkości obrotowej, umieszczonego na panelu wejść-wyjść, który szczytowo umie obsłużyć dziesięć jednostek, samemu wymagając zasilenia pojedynczą wtyczką SATA-Power. A jeśli już o panelu wejść-wyjść mowa, to, obok wspomnianego regulatora, składają się na niego: dwa porty USB 3.0, zestaw gniazd audio, a także przyciski POWER i Blackout. Ten ostatni umożliwia wygaszenie wszystkich diod. Ciekawostką jest, że producent przewidział zaślepki dla ewentualnie nieużywanych gniazd, by ograniczyć dostęp kurzu i pyłków do nich, a cały panel można przełożyć, z góry, na dół.
Uwaga: przy ściąganiu frontu warto uważać na kable wyprowadzone z panelu wejść-wyjść. Lutowanie jest relatywnie solidne, ale jeśli przewody dodatkowo zepniemy (i naprężymy), to łatwo będzie coś niechcący urwać.
Oba panele boczne są typu pełnego, bez choćby najmniejszych otworów wentylacyjnych. Jako iż zasysanie powietrza przez wszelkiej maści kratownice wywołuje nieprzyjemne efekty akustyczne, decyzję producenta należy uznać za zrozumiałą. Wentylacja boczna ma sens tylko w przypadku budowy systemów wielokartowych, a tego nikt w obudowie klasy średniej robić raczej nie będzie. Osobną kwestię stanowi sztywność i spasowanie konstrukcji. Po pierwsze, pomimo zastosowania dość grubej blachy, o grubości 0,8 - 0,9 mm, nietłoczone panele pozostają dość elastyczne, a po drugie - po zamontowaniu i przykręceniu szybkośrubkami, ścianki osadzane są delikatnie nierówno, względem krawędzi panelu frontowego. Kiedy zamkniemy obudowę, jej sztywność jest nienaganna, bo też cały szkielet prezentuje się wyjątkowo solidnie, ale widać wyraźnie, że pod względem jakości wykonania Armis AR7 reprezentuje segment średni (co nie jest wadą, wszak cena również jest umiarkowana).
Tył obudowy jest w dużej mierze perforowany. Otwory wybito nie tylko dla wentylatora i sekcji śledzi rozszerzeń, ale nawet wzdłuż krawędzi jednego z paneli bocznych, tam, gdzie znajduje się ukryte okablowanie. Zasilacz, co oczywiste, montuje się na dole. Spoczywa on na podkładkach, które dobrze tłumią wibracje. Przechodząc na spód, jedynym istotnym elementem są wycięcia wentylacyjne dla jednostki zasilającej, przykryte siateczkowym filtrem ograniczającym dostęp kurzu, a także cztery stosunkowo wysokie nóżki. Aby wymontować rzeczony filtr, należy wysunąć go z blaszanych prowadnic, od tyłu obudowy. Można to zrobić bez manipulowania całą konstrukcją, co należy uznać za plus, choć cały proces wymaga odrobiny wyczucia, bowiem tylna para prowadnic nie dochodzi do końca obudowy, przez co filtr trzeba samodzielnie ustawić na odpowiedniej wysokości. Jeśli zaś chodzi o nóżki, wykonano je głównie z plastiku, na który jedynie naklejono warstwę tłumiącą.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test obudowy SilentiumPC Armis AR7 – Nowe logo, nowa jakość