Po zdjęciu radiatorów aspekt wizualny prezentowanej konstrukcji nie zmienił się prawie wcale. Nawet kolorystyka została po staremu, co jest oczywiście skutkiem braku rozbieżności w tym aspekcie między PCB i radiatorami. Czas więc sprawdzić, co B350 Gaming Pro Carbon skrywała pod układem chłodzenia.
Sekcja zasilania, jak już wcześniej wspomniałem, tylko pozornie jest dziesięciofazowa. Ale po kolei, zacznijmy od kontrolera PWM. W tym przypadku jest to układ RT8894A, który natywnie obsługuje sześć faz i posiada trzy wbudowane sterowniki MOSFET. Poza tym, na laminacie znalazły się kolejne trzy sterowniki, których nie udało mi się zidentyfikować ze względu na dość dziwne oznaczenia "4P=3K". Tak więc mamy sześć faz i ani jednej więcej, gdyż żadnych podwajaczy producent już nie zastosował. Na cztery z nich przypadają po prostu po dwie cewki i to cała tajemnica. Jeśli chodzi o MOSFET-y, to mamy tutaj układy PK616BA oraz PK632BA, mogące dostarczyć prąd o natężeniu dochodzącym do odpowiednio 50/120 A oraz 88/150 A (w trybie ciągłym/impulsowym przy 25 °C). Na każdą fazę przypadają po dwie sztuki każdego rodzaju. W ogólnym rozrachunku przysłowiowego "szału" być może więc nie ma, ale i tak jest lepiej niż w przypadku bezpośredniej konkurencji bazującej na chipsecie B350 i z OC nie powinno być problemów pod warunkiem zapewnienia lekkiego przewiewu w okolicach sekcji.
Chłodzeniem płyty zajmują się trzy aluminiowe radiatory. Dwa z nich, odbierające ciepło z MOSFET-ów sekcji zasilania, wykorzystują termopady, co jest typowym rozwiązaniem. Nie uświadczymy tutaj żadnych ciepłowodów, ale to nie powinno dziwić w segmencie cenowym, do której należy testowana płyta. Co ciekawe, radiator mostka południowego jest przyklejony do chipsetu, dlatego też nie próbowałem zdejmować go na siłę.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test płyty głównej MSI B350 Gaming Pro Carbon