Budowa zewnętrzna i wykonanie
Archer AX10 zapakowano w typowy dla tego producenta karton, a poszczególne elementy zabezpieczono w środku wytłoczką. Wnętrze kryje wszystkie niezbędne elementy, czyli router, zasilacz, kabel Ethernet RJ45 oraz typowy zestaw papierów, tj. instrukcję (w tym w języku polskim), skrócony poradnik konfiguracyjny i kartę informacyjną z domyślnymi identyfikatorami sieci (SSID) 2,4 GHz i 5 GHz oraz hasłem, co jest bardzo przydatnym dodatkiem, a w żaden sposób nie wpływa na koszt produktu. Generalnie zestaw jest bardzo standardowy i trudno się tu czegoś czepiać.
TP-Link zdecydował się na odświeżenie konstrukcji i router nie bazuje na designie żadnego poprzedniego modelu tego producenta, ale doczekał się nowej obudowy, która wykorzystywana jest w kilku najświeższych modelach z serii AX, czyli AX10, AX20 (niedostępny w Polsce) i AX50. Jego wzornictwo wpisuje się jednak w dotychczasowy styl producenta, więc trudno mówić tu o jakimś zaskoczeniu. Tak czy inaczej, sprzęt prezentuje się całkiem nowocześnie i może się podobać. Otrzymujemy średnich rozmiarów prostokątną kanciastą konstrukcję o ostrych krawędziach i elementach, które przełamać mają jednolitą bryłę. Całość wykonano z twardego plastiku w czarnym kolorze, ale sporą powierzchnię zajmują dwa elementy w kształcie trapezu, które wykończone są na wysoki połysk (pozostała część utrzymana jest w macie). Fragmenty w fortepianowej czerni mają tendencję do łatwego rysowania się i szybkiego zbierania odcisków palców oraz kurzu, ale z drugiej strony nadają całości elegancji. W tylnej części górnego panelu zastosowano zaś trójkątne żłobienia, w centralnym punkcie umieszczono logo firmy, a na przedniej krawędzi diody informujące nas o pracy routera, działaniu sieci 2,4 GHz i 5 GHz, dostępie do internetu czy zasilaniu.
Na bocznych krawędziach nie znajdziemy niczego interesującego, natomiast spód, oprócz tabliczki znamionowej z oznaczeniami modelu, posiada cztery niewielkie nóżki. Szkoda tylko, że te nie są gumowe, ponieważ zastosowany plastik nie ma praktycznie żadnych antypoślizgowych właściwości i choć router nie jest bardzo lekki, to łatwo przesuwa się po blacie. Poza tym, podwozie wykonane zostało z perforowanego tworzywa, które zapewniać ma lepsze chłodzenie, ale można było się też o takowe pokusić na bokach, ponieważ te są praktycznie całkowicie niezagospodarowane (router podczas obciążenia potrafi się nagrzać, ale nie do stopnia, który wzbudzałby niepokój). Miłym dodatkiem są za to dodatkowe otwory pozwalające przymocować urządzenie do ściany na płasko, ale to już też praktycznie standard w tego typu sprzętach.
W tylnej części znajdują się najciekawsze elementy, jak anteny i porty. Niestety te pierwsze są zintegrowane z routerem na stałe, co oznacza, że nie otrzymujemy dostępu do gniazd RP-SMA, pozwalających na wymianę, gdyby zachodziła taka potrzeba. Same anteny są dość wysokie (ok. 15 cm), więc urządzenie wymaga nieco miejsca. Z prawej strony umieszczono złącze zasilające, przycisk Power, a po przeciwległej przycisk, który służy zarówno do funkcji WPS, jak i dezaktywowania i włączania Wi-Fi. Na środku umieszczono zaś pięć gigabitowych portów Ethernet, w tym jeden WAN (oznaczony niebieskim kolorem) i cztery LAN (pomarańczowe). Niestety, jak już wspominaliśmy, Archer AX10 nie posiada żadnego złącza USB.
Samo wykonanie sprzętu nie budzi większych zastrzeżeń, ponieważ poszczególne elementy zostały dobrze ze sobą spasowane i nic tu nie trzeszczy ani nie wydaje innych niepożądanych dźwięków. Nie odczuwamy także, że mamy do czynienia z budżetowym modelem (przynajmniej jeśli chodzi o standard Wi-Fi 6). Zastosowanie plastiku wykończonego w tzw. fortepianowej czerni nie należy jednak do najpraktyczniejszych, bo nie dosyć, że błyszczący plastik przyciąga kurz jak magnes, to jeszcze rysuje się od samego patrzenia, nieważne jak delikatnie się z nim obchodzimy.
Pokaż / Dodaj komentarze do: TP-Link Archer AX10 - test najtańszego routera Wi-Fi 6 (AX)