Ace Combat 7: Skies Unknown – recenzja wielkiego przelotu

Ace Combat 7: Skies Unknown – recenzja wielkiego przelotu

Zaloty, czyli jak się gra

Przed rozpoczęciem właściwej zabawy możemy wybrać nie tylko poziom trudności, ale i sposób sterowania. Bardziej zaawansowani gracze mogą zatem mocniej wczuć się w pilotowanie konkretnych maszyn, inni za to skorzystają z nieco prostszego systemu kontroli. Samo latanie nie ma nic wspólnego z symulacją i już od pierwszej minuty z Ace Combat 7 naturalnie wykonujemy wszystkie manewry. To, że samo kierowanie samolotem jest instynktowne, nie oznacza jednak, że gra to czysty arcade i stanowi jeden wielki festiwal trzymania palca na spuście. Owszem, mamy tu uproszczenia w postaci ogromnej liczby rakiet i nieskończonej amunicji do działka (na poziomach easy i normal, na hard już obowiązuje limit), ale każdy z ponad dwudziestu samolotów ma inne statystyki, inaczej się nim manewruje i ma dostępne inne bronie specjalne. Za każdą misję dostajemy punkty, które przekładają się na wewnętrzną walutę – przy jej pomocy odblokowujemy usprawnienia i nowe odrzutowce na schemacie przypominającym drzewko umiejętności z gier RPG. Ponieważ gra stawia także na polepszanie swych wyników, nic nie stoi na przeszkodzie, by powtarzać misje kilka razy i zarabiać na nich dodatkowe środki. Na tym Ace Combat 7 nie przestaje zaskakiwać, bo gra zawiera także tryb online (o nim później), w którym też zarabiamy walutę i możemy za nią odblokowywać nowe rzeczy do trybu single player i vice versa. Taka transparentność systemów to świetny ukłon w stronę graczy, jeszcze bardziej mobilizujący do powtarzania pewnych motywów i grania przez sieć, by następnie wypróbować nowe cacka w kampanii fabularnej. Na szczęście projektanci rozgrywki mieli głowę na karku i np. pewne ulepszenia będą działać tylko w multiplayerze, a inne w rozgrywce jednoosobowej.

To szalenie grywalna, rozbudowana gra, w której czeka na nas masa aktywności i zawartości. To konkretne, wyciskające ostatnie poty pojedynki w powietrzu, które przeważnie przechylamy na naszą korzyść w ostatnich sekundach misji.

Ace Combat 7: Skies Unknown – recenzja wielkiego przelotu

Kiedy skupiamy się na fabule, musimy wykonywać różne typy misji, do których najlepiej używać wielu samolotów. Osłanianie sojuszników, likwidacja baz naziemnych, pojedynki z bossami czy też otwarta walka kilka kilometrów nad ziemią wymagają różnych maszyn. Do każdej z nich można zamontować różne rodzaje broni specjalnej, takiej jak samonaprowadzające rakiety, potężne bomby czy też artyleria do ostrzału wrogich baz. Dzięki braku twardego przypisania konkretnego myśliwca do konkretnej misji gra zyskuje kolejne warstwy i chce się do niej wracać, eksperymentować. Zresztą, poziom trudności w przeciwieństwie do wielu innych tytułów został tu odpowiednio dopracowany i nawet gdy włączy się grę na easy, można naprawdę szybko ponieść porażkę. Tutejszy poziom „łatwy” to w innych tytułach „normal”, a normal to już prawie hard, o czym wiele razy boleśnie się przekonałem... ale po każdej porażce z wypiekami na twarzy podejmowałem kolejną próbę. Stopień zaangażowania jaki wywołuje Ace Combat 7 trudno przyrównać do innych gier, które także kładą duży nacisk na fabułę. Gameplay jest w zasadzie banalny: dwoma przyciskami przyspieszamy samolotem i hamujemy, a innymi dwoma strzelamy. Przez całą rozgrywkę skupiamy się głównie na namierzaniu wrogich maszyn lub uciekamy przed rakietami, które zbliżają się do naszego kadłuba. Dzięki niezwykłej swobodzie ruchu, jaką dają supernowoczesne wojskowe myśliwce, nie da się zagrać konkretnej misji dwa razy w ten sam sposób. Dodatkowo, przy każdym wyzwaniu towarzyszą nam wskaźnik czasowy oraz punktowy, a niektóre zadania należy zakończyć z określonym wynikiem, co na pewno skomplikuje życie każdemu, kto myśli, że tylko chwyci pada do ręki, wciśnie turbo i autonamierzanie załatwi za niego całą resztę. Takimi „komplikacjami” Ace Combat 7 mocno mi zaimponowało. To szalenie grywalna, rozbudowana gra, w której czeka na nas masa aktywności i zawartości. To konkretne, wyciskające ostatnie poty pojedynki w powietrzu, które przeważnie przechylamy na naszą korzyść w ostatnich sekundach misji. Nawet pisząc o tym czuję ekscytację i chęć, by rzucić klawiaturę i wrócić do grania. Takie tytuły można spotkać coraz rzadziej.

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Ace Combat 7: Skies Unknown – recenzja wielkiego przelotu

 0