Corsair HS80 Max Wireless - Jakość wykonania
Po słuchawkach za niemalże 900 złotych oczekiwać już można materiałów premium pokroju drewna czy metalu. Co prawda powiedzieć, że w Corsair HS80 Max Wireless nic takiego nie występuje, byłoby kłamstwem, jednak HS80 Max w większości składa się z tworzywa sztucznego i temu nie można zaprzeczyć. Metalowe elementy stanowią tu zaledwie fragment całości. Z drugiej strony czuć, że nie mamy tu do czynienia z najtańszym możliwym plastikiem. Słuchawki są przyjemne w dotyku, sprawiają wrażenie wytrzymałych i dobrze spasowanych. Zdecydowanie nie jest to poziom, jaki prezentują tańsze, plastikowe konstrukcje, które potrafią skrzypieć na każdym kroku i wykazywać inne problemy związane z niską jakością materiału. HS80 Max Wireless występują w dwóch wersjach kolorystycznych - grafitowej (którą otrzymałem) oraz białej.
Wierzchnia część pałąka w całości składa się z giętkiego tworzywa sztucznego i nie posiada żadnych ruchomych elementów służących do jego regulacji. Zamiast tego mamy regulowaną na rzepy poduszeczkę obitą z zewnątrz materiałem skóropodobnym, dzięki której dopasowujemy słuchawki do naszej głowy. To proste, ale sensowne rozwiązanie, które wyklucza element zmęczenia materiału - co niestety jest problemem przy wysuwanej, mechanicznej regulacji w pałąkach, która nierzadko lubi się psuć, szczególnie w plastikowych konstrukcjach, z powodu wytarcia się ząbków blokady. Tymczasem widełki i wnętrze pałąka wykonane są w całości z metalu. Niestety producent w specyfikacji nie sprecyzował z jakiego, ale prosty test za pośrednictwem magnesu pozwala mi stwierdzić, że jest to najprawdopodobniej stop aluminium, ponieważ widełki nie wykazywały właściwości magnetycznych. No, może za wyjątkiem miejsca, w którym znajduje się łożysko, ewidentnie posiada ono stalową podkładkę między elementem spajającym pałąk z obracanymi widełkami.
Pozostałe elementy, czyli muszle i kapsle na ich czubku, tak samo jak pałąk z wierzchu, są wykonane z tworzywa sztucznego. Aczkolwiek bronią się industrialnym designem, czyli kształtem trapezoidalnym o zaokrąglonych rogach. Wygląda to intrygująco, szczególnie, że materiał, z którego wykonano muszle, wydaje się posiadać małe, połyskujące drobinki, które nadają im wyglądu podobnego do lakieru typu "metallic" rodem z samochodów osobowych. Właśnie dlatego praktycznie nie widać różnicy w przejściu między spojeniem aluminium z tworzywem sztucznym. Co najważniejsze powierzchnia headsetu nie ma tendencji do nadmiernego palcowania się, przez co zawsze gdy mamy go na głowie, prezentuje się on naprawdę nieźle.
Zasilanie znajduje się w lewej słuchawce. To tu uświadczymy port USB-C oraz akumulator zapewniający do 135 godzin nieprzerwanej pracy w trybie Bluetooth z wyłączonym podświetleniem, do 65 godzin w trybie łączności radiowej z wyłączonym podświetleniem oraz ok. 24 godziny z włączonym podświetleniem w trybie RF. Ponadto z tyłu lewej muszli znajdziemy także przycisk I/O oraz potencjometr służący do regulowania głośności gamingowego headsetu, a pod nim zlokalizowano malutką diodę informacyjną. Odpowiada za informowanie nas o stanie baterii - kolor zielony to wysoki poziom naładowania, żółty to średni, a czerwony to niski stan naładowania. Oprócz tego informuje nas też o rozpoczęciu parowania słuchawek. Na prawej słuchawce umieszczono jedynie przycisk parowania Bluetooth, który pełni również funkcję pauzowania i przewijania utworów.
Słuchawki posiadają dobrze zrealizowane, subtelne podświetlenie RGB na każdej muszli w postaci logo Corsair oraz osobne na mikrofonie. Nie jest to jednak wyłącznie dodatek estetyczny. Podświetlenie wykorzystywane jest na przykład do sygnalizowania wyłączenia się słuchawek czy włączenia/wyłączenia się mikrofonu. Aczkolwiek jak przystało na słuchawki gamingowe, możemy tym podświetleniem dowolnie sterować za pośrednictwem oprogramowania i zmienić je na przykład z białego (kolor bazowy) na turkusowy, albo uruchomić znaną fanom RGB tęczę kolorów.
A skoro już wspomniałem o mikrofonie, to moim zdaniem trochę irytujący jest fakt, że nie możemy go odpiąć. Jest to możliwe do zrobienia w przypadku konkurencyjnych słuchawek HyperX Cloud, Razer Blackshark V2 Pro czy Logitech G Pro X 2 Lightspeed. Nie posiadają one jednak kluczowej funkcji, którą dzięki niemożności odpięcia mikrofonu oferuje nam Corsair HS80 Max Wireless. Jest nią rzecz jasna automatyczny system włączania/wyłączania mikrofonu. W jaki sposób działa? Gdy chcemy porozmawiać na przykład ze znajomym na Discordzie, wystarczy, że rozłożymy ramię mikrofonu, wtedy dioda na jego czubku powinna zaświecić się na kolor biały, co oznacza rozpoczęcie rejestrowania dźwięku. Natomiast gdy chcemy zakończyć rozmowę lub inną czynność wymagającą użycia mikrofonu, wystarczy, że uniesiemy ramię z powrotem do pozycji zerowej, czyli w górę. W tym momencie dioda zaświeci się nam na kolor czerwony. Oprócz tego ramię mikrofonu wykonane jest z materiału zapamiętującego kształt, dzięki czemu możemy wygiąć je adekwatnie do preferowanej przez nas pozycji przy twarzy. Natomiast jego zasadniczą wadą jest łatwość, z jaką się opuszcza przy potrząsaniu, górny mechanizm blokady jest po prostu słaby.
Nauszniki jak przystało na nieco droższe słuchawki, wykonane są z pianki zapamiętującej kształt (memory foam), która świetnie przylega do ucha i nie powoduje dyskomfortu. Obicie padów to delikatny, weluropodobny materiał, który zapewnia większy komfort, szczególnie jeśli chodzi o przepływ powietrza, niż typowe nauszniki z ekoskóry.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Corsair HS80 Max - test i recenzja. Nowy, bezprzewodowy wymiar gamingu