Przed The Coalition stało trudne zadanie – stworzyć grę dla starych fanów, jak i też nowych odbiorców. Wcześniej tworzyli zupełnie nowe IP – szpiegowską grę action-adventure, którą musieli całkowicie porzucić i przebrandować się. Jednocześnie postawiono im zadanie zmycia całego negatywne wrażenie po Judgement. Nie wystarczyło jedynie konserwatywnie wrócić się do czasów chwały Gearsów.
W obliczu wykolejenia serii przez Judgement, nawet powrócenie do dawnego status quo serii jest wyczynem – a w moim odczuciu The Coalition zrobiło znacznie więcej, nawet jeśli nie odkryli Ameryki na nowo, ale z drugiej strony, jak już wspomniałem cytując Jima Sterlinga na początku – takie gry nie muszą tego robić.
Microsoft jednak udowodnił, że specjalizacja studiów i trzymanie pieczy nad swoimi IP to dobra rzecz. W sytuacji gdy nawet zapewnienie solidnych serii tytułów first party w regularnych odstępach to niełatwa sztuka, to tylko przypieczętowywuje fakt, że powołanie do życia The Coalition i zaofiarowanie im Gears of War to jak najbardziej dobra decyzja.
Po Judgement nawet przywrócenie dawnego status quo byłoby nie lada wyczynem – o czym chyba większość krytyków przy uznawaniu kampanii za nadmiernie konserwatywną zapomniało, oczekując ponownego wynalezienia koła. Niektórzy z nich tak bardzo zapomnieli o Judgement, albo w ogóle nie grali – myśląc, że klasy w Hordzie to nowość.
Na pewno nie jest to aż tak śmiały krok jak Halo 5, ale z drugiej strony Gears of War 4 wywołało też znacznie mniej kontrowersji, dostarczając kompletną, zwartą paczkę wypchaną zawartością po brzegi, bez ryzyka wyalienowania starych fanów, jak również zapewniając nowicjuszom serii przystępny sposób po sięgnięcie do niby to czwartej (numerowanej) części, ale bez poczucia zagubienia się w mitologii Gearsów. Ggra bardzo dobrze upycha narrację w swoje ramy, nie zmuszając nas do sięgania po zewnętrzną suplementację.
Przy okazji kupując grę, otrzymujemy dostęp do wszystkich poprzednich części gry w ramach kompatybilności wstecznej – razem z nadal funkcjonującym co-opem i multiplayerem.
Gears of War 4 nie jest zjawiskiem sejsmicznym na miarę jedynki, ale nie oszukujmy się – byłoby to obiektywnie niemożliwe, a poza tym nadmiar różu jest niezdrowy – zwłaszcza, że w tej generacji nie tylko nie ma „mesjaszów” (i szczerze mówiąc, to w pewnym sensie dobrze), a nawet o kompetentne technicznie, wypełnione kontentem i pozbawione premierowych turbulencji gry niezwykle trudno. Reszta jest otoczką.
Sukces pierwszych Gearsów autorstwa Coalition polega na umiejętnym wprowadzeniu nowej historii przy uszanowaniu ciągłości poprzednich wydarzeń, dodaniu subtelnych zmian bez wywracania trzonu rozgrywki do góry nogami i na bardzo zręcznym . W teorii brzmi jak kompromis – w praktyce jest to owoc miłości osób, które dobrze rozumieją to, czym Gearsy od zawsze były i czym być powinny. Przy okazji kanadyjskie studio otworzyło wiele nowych fabularnych odnóg, którymi nowa seria może się rozgałęzić. Jest to oznaka pewności siebie a jej przypieczętowaniem jest intermedialny flirt w postaci adaptacji filmowej, która za jakiś czas się ukaże.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Gears of War 4 - Recenzja gry