Battlefield jest uznaną marką, która miała zarówno wzloty, jak i upadki. Odsłony umiejscowione we współczesności, choć cieszyły się uznaniem, ostatecznie nie zdołały wygrać z odwiecznym rywalem, jakim bez wątpienia jest Call of Duty. Dopiero wydany przed prawie dwoma laty Battlefield 1 zmniejszył dzielący ich dystans. Prawdę powiedziawszy, przyczynił się do tego sam CoD, który, pomimo powrotu na front II wojny światowej nie oferował już tego samego klimatu, co przykładowo legendarna dwójka. Tymczasem DICE zaoferowało motyw raczej niespotykany w dotychczasowych grach akcji, ale obfitujący w równie interesujące wydarzenia. Chodzi oczywiście o I wojnę światową.
Po licznych eksperymentach DICE postanowiło powrócić do sprawdzonego obrazu II wojny światowej.
Nim pojawiły się konkrety odnośnie do następnej odsłony cyklu, większość fanów liczyła na pozostanie w klimatach I-wojennych lub ewentualnie powrót dość wciągającej spin-offowej serii Bad Company i raczej mało kto oczekiwał powrotu syna marnotrawnego. Jednak ostatecznie, gdy EA odsłoniło wszelkie karty, już wiedzieliśmy, że w Battlefield V znów staniemy przeciwko zbrodniczym nazistom. Debiutancki zwiastun wywołał wśród zwolenników BF-a spore obawy, produkcja bowiem przypominała obecny świat aniżeli ten z lat 30-tych ubiegłego wieku. Kobieta na froncie biegająca w rzekomo futurystycznej protezie ręki to dla wielu było zbyt wiele. DICE postanowiło tłumaczyć się własną wizją wykreowanego świata, aczkolwiek nie wszystkich zdołało do tej teorii przekonać. Aktualnie deweloperzy dość niespodziewanie ogłosili zamknięte testy alphy, w których nasza redakcja wzięła udział i mogła na własne oczy zobaczyć, czy diabeł faktycznie jest taki straszny, jak go malują.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Król powraca? Spoglądamy na alphe Battlefield V