Dontnod nie jest ogromnym studiem z potężnym budżetem, przez co Vampyr nie udaje nawet produkcji AAA. Tak naprawdę jest to tytuł stojący w rozkroku pomiędzy typowymi średniobudżetowymi grami pokroju tych od Spiders czy Cyanide a poziomem AAA. Miejscami bliżej mu więc do produkcji typu Technomancer czy Gra o tron, ale trzeba uczciwie przyznać, że „Wampir” wypada przynajmniej o poziom lepiej i to w każdym aspekcie. Choć kwestia techniczna nie stanowi mocnego punktu gry Francuzów i doskwierają nam długie loadingi (czasem pojawiające się nawet podczas przechodzenia pomiędzy dzielnicami czy wchodzenia do małych pomieszczeń), a słabo prezentują się też animacje i mimika postaci, której praktycznie brakuje, co po przejściu przeze mnie niedawno Detroit: Became Human było nad wyraz bolesne. Występują także spadki płynności, a oprawa graficzna generalnie zasługuje jedynie na przeciętną ocenę. Na wstępie wspominałem też o nieprzemyślanych decyzjach deweloperów i do takich zaliczyć trzeba brak minimapy, opcji szybkiej podróży czy… skradania! Tak, w grze o wampirach nie będziecie się skradać, a zabolało mnie również, że w drzewku umiejętności znajdują się tylko „moce” wykorzystywane w walce i nie podniesiemy w ten sposób poziomu hipnotyzmu czy perswazji.
Mieszane odczucia mam także co do udźwiękowienia. Sama muzyka zasługuje na superlatywy i urzeka nastrojowymi kompozycjami bazującymi na instrumentach smyczkowych. Aktorzy dubbingujący przeważnie dobrze wywiązują się ze swojej roli, choć, jak już pisałem, ich intonacja potrafi być nużąca. Gorzej jednak wypadają dźwięki otoczenia i niejednokrotnie krzywiłem się, słysząc, jak piszczy wilkołak otrzymujący ciosy, a takich mało przekonujących odgłosów jest zdecydowanie więcej. Na szczęście nie jest to coś, co w znaczący sposób wpłynęłoby na odbiór gry, ale to kolejny element potwierdzający nie najwyższy poziom techniczny tej produkcji.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Nie taki Vampyr straszny - recenzja gry