Premierowy test SteelSeries Prime. Myszka dla graczy, która może nieźle namieszać na rynku

Premierowy test SteelSeries Prime. Myszka dla graczy, która może nieźle namieszać na rynku

SteelSeries Prime - Komfort i ogólne wrażenia z użytkowania

SteelSeries Prime jak już wcześniej wspomniałem bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie swoim unikatowym kształtem. Jej profil jest wysoki i świetnie sprawdza się przy zastosowaniu palm gripu. Równie dobrze wypadnie on w przypadku claw, a fingertip także nie powinien stanowić problemu ze względu na mało agresywną linię boczną. Można więc uznać, iż jest to kształt uniwersalny (pod warunkiem bycia praworęcznym). Aczkolwiek biorąc pod uwagę spore rozmiary Prime osobom o małych dłoniach zalecałbym zainteresować się raczej Rivalem 3 Wireless, który jest w podobnym budżecie co SteelSeries Prime, a wykorzystuje znacznie lepszy sensor niż jego przewodowa wersja. A skoro ponownie poruszyłem temat kabla... o ile moim zdaniem mógłby być nieco elastyczniejszy, to w przypadku zastosowania mouse bungee, które dzięki uprzejmości producenta otrzymałem razem z myszkami do testów, problem ten schodzi na drugi plan. Stąd też w razie gdybyście mieli podobne odczucia co ja, to warto się takim akcesorium zainteresować. Zwłaszcza jeżeli przyjdzie nam za nie zapłacić tyle samo, co za lepszy zamiennik oryginalnego przewodu. 

SteelSeries Prime

Zdecydowanie największą zaletą całej serii myszek SteelSeries Prime są autorskie przełączniki opto-magnetyczne, o których grzechem byłoby nie wspomnieć. Możliwe, że części z Was zabrzmi to jak chwyt marketingowy, ale faktycznie są one gamechangerem. W przeciwieństwie do klasycznych switchy mechanicznych za rejestrowanie kliknięcia nie odpowiadają tu wyrabiające się z czasem styki i cienka sprężyna, a fotokomórka. Jakie generuje to korzyści? Przede wszystkim brak dwukliku (pojedyncze kliknięcie jest rejestrowane podwójnie lub więcej razy), a dzięki zastosowaniu magnesu i grubej sprężyny nie mają one też problemu spotykanego w konkurencyjnych optykach, na przykład firmy Razer, a mowa o nijakim feelingu, przez niektórych określanym mianem “mushy”. Osobiście określiłbym je jako bardzo chrupkie, ciężkie i przede wszystkim tactile, czego brakuje myszom Razera, Cooler Mastera czy Roccata. A przy tym samo kliknięcie generuje przyjemny dla ucha, donośny dźwięk. Ponadto należy docenić nie tylko switche, ale też łopatki LPM i PPM, które są odseparowane od reszty skorupy, dzięki czemu dłużej zachowają swoje oryginalne właściwości, a plastik nie pęknie w najsłabszym punkcie łączenia. Dodatkowo mają one zerowy wobble oraz pre- jak i post travel. 

SteelSeries Prime

Tak samo wysoki poziom reprezentują boczne przyciski, które są nieco lżejsze, cichsze oraz mocno wysunięte, przez co nie ma kłopotu z ich wciśnięciem. Natomiast enkoder scrolla cechuje się niskim poziomem generowanego hałasu, każdy jego stopień można wyczuć z łatwością, a przy tym stawia spory opór. Umiejscowiony tuż pod nim przycisk zdaje się switchem typu silent, gdyż wydaje z siebie w znacznym stopniu wytłumiony dźwięk, łatwo wyczuć w nim moment aktywacji, a przy tym stawia mocny opór. Pozostało mi już więc poruszyć tylko temat ślizgaczy i tu będę niestety musiał trochę ponarzekać. Zdecydowanie nie są one wybitne, zwłaszcza jak na cenę 260 zł, jaką przyjdzie nam zapłacić za SteelSeries Prime. Nie grzeszą też grubością, przez co stosunkowo szybko mogą się zetrzeć do tego poziomu, że spód myszy będzie szorować o podkładkę (zwłaszcza jeżeli korzystamy z hard padów).

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Premierowy test SteelSeries Prime. Myszka dla graczy, która może nieźle namieszać na rynku

 0