Śmiejżelki – rozgrywka
Jedyny samouczek, jaki autorzy gry dla nas przygotowali to, wytłumaczenie jak działają przyciski. Mamy jeden odpowiedzialny za chwyt, drugi za skok i trzeci za „nurkowanie”. Wszystkie konkurencje stworzono tak, by były dostosowane do tego sterowania. Dołączając do meczu, stajemy na linii startu z 59 innymi graczami. Algorytm losuje pięć konkurencji, z których odpadają kolejni gracze, a garstka, która przetrwa najdłużej, spada na arenę finałową, by stoczyć najważniejszy pojedynek. Areną ostatniej walki może być np. plansza przypominającą plastry miodu. Heksagon, na który wejdziemy, po sekundzie znika, trzeba więc sprytnie obierać trasę, by spaść piętro niżej jak najpóźniej. Na końcu czai się jednak przepaść – ostatni gracz na powierzchni wygrywa. Poziomów, na które możemy trafić, jest w sumie 24, nigdy zatem nie wiadomo czego się spodziewać po danych zawodach. Tym bardziej że część z nich polega na drużynowym wysiłku. Główny cel gry to wygrać piątą konkurencję – przez pozostałe cztery można się całkiem sprytnie prześlizgnąć. Na szczęście jeżeli odpadniemy z którejś dyscypliny, od razu możemy odpalić szukanie kolejnych zawodów, bez konieczności czekania na wyłonienie zwycięzcy.
Algorytm losuje pięć konkurencji, z których odpadają kolejni gracze, a garstka, która przetrwa najdłużej, spada na arenę finałową, by stoczyć najważniejszy pojedynek.
Zmagania, w jakich bierzemy udział, możemy podzielić na cztery kategorie. W wyścigach określona liczba graczy kwalifikuje się do kolejnej rundy, najwolniejsi odpadają. Tryby survivalowe to seria pułapek, które trzeba omijać tak długo, aż na planszy zostanie odpowiednia liczba zawodników. W drużynowych zmaganiach Fall Guys dzieli nas na dwie lub trzy ekipy, które muszą osiągnąć jakiś wspólny cel. Może to być komiczny mecz piłki nożnej przypominający Rocket League z dwoma piłkami, zabawa w berka, wspólne skakanie przez obręcze etc. Gdy przetrwamy wszystkie te wyzwania, stajemy przed finałowym starciem każdy-na-każdego, takim jak opisany wyżej „plaster miodu”. Budowa gry i wyraźne zaakcentowanie tego, że właśnie trwa jej pierwszy sezon, sugeruje jednak, że kolejne dyscypliny będą cały czas dochodzić i urozmaicać poznane już plansze.
Wypuszczenie na planszę 60 postaci, którymi steruje się fatalnie (ale w sensie: tak źle, że nawet dobrze) i ustawienie naprzeciwko nich równoważni, mostów, wahadeł i innych śmigieł to przepis na czysty chaos.
Dzięki głupkowatym postaciom i odgłosom oraz pokracznej fizyce, która sprawia, że każdy bez przerwy popełnia błędy, gra jest szalenie uzależniająca. Budzi w nas uczucie, że jesteśmy zbyt dobrymi graczami, by sobie z nią nie poradzić... a chwilę później sobie z nią nie radzimy. Zaczynamy więc kolejne mecze i kolejne, licząc, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki. Bardzo duży element losowości potrafi jednak usadzić na ziemi nawet największych hardkorowców. I nie wypada dopatrywać się w tym wady. Właśnie dzięki temu, że Fall Guys nie wymaga tyle umiejętności, co mieszanki szczęścia i wyczucia, jest grą dla wszystkich, która bez przerwy generuje sytuacje, na które nie jesteśmy gotowi. Wypuszczenie na planszę 60 postaci, którymi steruje się fatalnie (ale w sensie: tak źle, że nawet dobrze) i ustawienie naprzeciwko nich równoważni, mostów, wahadeł i innych śmigieł to przepis na czysty chaos. A gdy jest on podany odpowiednio, tak jak tutaj, to wypada mu tylko przyklasnąć.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja Fall Guys: Ultimate Knockout – Runmageddon z żelek