Recenzja Iron Harvest – robot na polu

Recenzja Iron Harvest – robot na polu

Wojna trzech kwiatów – fabuła

Polania, Rusviet i Imperium Saksonii to trzy strony konfliktu, których przedstawicieli poznamy. Potwierdzą oni to, co wiemy od dawna: każda frakcja podczas wojny ma w swoich szeregach dobrych i złych, a wojna z czasem zmienia się z walki o ideę, w niekończącą się spiralę żalu i nienawiści. Nie da się od tego uciec, więc nie będę na to specjalnie narzekać – tym bardziej że Iron Harvest ma wyraźny pomysł na to, by ciekawie prowadzić swoje kampanie fabularne. Jest w nich zresztą dużo przygodowo-awanturniczego powabu, bo nie dość, że w bitwach biorą udział roboty, to jeszcze naszym bohaterom towarzyszą wierni zwierzęcy towarzysze. Anna (Polania) ma niedźwiedzia, Gunter (Imperium Saksonii) wilki, a Olga (Rusviet) tygrysicę. Mimo poważnych zwrotów akcji, pełnych pytań o to na ile angażować się w wojnę, czy warto się na nią pchać, czy da się ją wygrać, można też znaleźć tu więc chwile oddechu. Autorzy nie silili się na zrobienie najbardziej przejmującej i dołującej opowieści, w której dramat goni dramat. Zamiast tego mamy sprawną opowieść o wojnie, której nigdy nie było, z postaciami które autentycznie się lubi i pamięta. Kibicuje się im i chce dla nich jak najlepiej... choć oczywiście nie zawsze tak się da.

Autorzy nie silili się na zrobienie najbardziej przejmującej i dołującej opowieści, w której dramat goni dramat. Zamiast tego mamy sprawną opowieść o wojnie, której nigdy nie było, z postaciami które autentycznie się lubi i pamięta.

https://ithardware.pl/media/userfiles/Arek_Ogonczyk/Iron_Harvest_Recenzja/iron_harvest_(5).jpg?time=1600208004510

Poza emocjonującymi momentami najwięcej uwagi przykuwa przerobienie znanej nam historii na potrzeby uniwersum 1920+. Mamy tu zatem do czynienia z wynalazkami Nikoli Tesli, z żądnym władzy Rasputinem, Księciem Wilhelmem, a nawet z... cyborgami. W finale spotka nas też coś, co można nazwać szczęśliwym zakończeniem (a przynajmniej takim, które można uznać za pokrzepiające). Wraz z rozwojem akcji zwiedzimy przeróżne tereny, a gra stanie coraz mniej finezyjna, skupiając się na pojedynkach i produkcji kolejnych mechów, jednak ze względu na jej realia trudno czuć się tym zmęczonym. Iron Harvest to jeden z tych przypadków, gdy dobrze znany, oklepany wręcz gameplay, po wrzuceniu do świeżego i interesującego uniwersum okazuje się wystarczająco przyjemny, by chcieć spędzać kolejne godziny z grą.

 

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja Iron Harvest – robot na polu

 0