Fabuła to jeden z najważniejszych elementów zabawy, ale nie tutaj. W Sea of Thieves, każdy z nas tworzy własną historię. Zostajemy wrzuceni w fantastyczny piracki świat i to od nas zależy jakiego skarbu będziemy szukać, czy go znajdziemy oraz z kim stoczymy o niego bitwę. Sama gra oferuje nam jedynie piaskownicę z niewielką ilością bezosobowych NPCów (bohaterów niezależnych), których jedynym zadaniem jest wcisnąć nam kolejnego questa lub opchnąć ładnie wyglądające majtki. Jednak czy to minus? Dzięki takiemu podejściu dostajemy pełną swobodę w naszych poczynaniach. Nikt nam przecież nie każe płynąć na poszukiwanie skarbów. Możemy zająć się grabieżą i napadać na innych uczciwie kopiących piratów. To od nas i tylko od nas zależą losy naszego losowo stworzonego pirata. No dobrze może nie tylko od nas, bo grając z ekipą jesteśmy z nimi związani i to nie tylko questami, ale przede wszystkim statkiem. Skoro już o tym mówimy, to warto wspomnieć, że gra daje nam do dyspozycji dwa rodzaje okrętów. Mały jednomasztowiec, w którym możemy pływać solo bądź we dwójkę, oraz trzymasztowy galleon, do którego obsługi potrzeba już minimum 3 osób, a pełnię możliwości okrętu uzyskamy w czteroosobowej drużynie. Na ten moment w grze nie ma dostępnych innych statków, ale po internecie krążą plotki o ośmioosobowym gigancie, który ma się pojawić w przyszłości.
Świat gry podzielony jest na wyspy, na których znajdują się skarby oraz tzw. outposty, czyli nasze bazy wypadowe. To tutaj opchniemy znalezione dobra, uzupełnimy zapasy grogu, wykupimy nowy wygląd dla naszego bohatera, no i przede wszystkim to tutaj przyjmiemy kolejne zadania. Tak jak wspomniałem wcześniej, postacie neutralne nie powalają swoim charakterem. Interakcja sprowadza się do kliknięcia odpowiedniej opcji i odpowiedniego questa. Co więcej, w poszczególnych outpostach wyglądają oni identycznie i zawsze pełnią tą samą funkcję. Zgarbiony dziadek sprzedaje mapy skarbów i skupuje skrzynie, przysadzista barmanka prowadzi lokalny pub i tak dalej. Z jednej strony brak zróżnicowania boli, ale zdaje sobie sprawę, że jest to świadome zagranie. Dzięki temu nie ważne, jaką bazę odwiedzimy, wiemy dokładnie kogo szukać, aby opchnąć nasze ciężko zarobione skarby. Ma to szczególne znaczenie, kiedy zdamy sobie sprawę, że miasta są strefami PvP i w każdej chwili możemy stracić nasz ciężko zdobyty urobek. Sam miałem nieprzyjemność paść ofiarą rabunku w porcie, kiedy moja drużyna udała się na przerwę. Nic przyjemnego wierzcie mi na słowo.
Przejdźmy do gameplay'u i mechanik zabawy rządzących grą. Najważniejszym aspektem zabawy jest żegluga. Pomiędzy wyspami możemy przemieszczać się tylko przy użyciu naszego okrętu, warto więc przyjrzeć się tej mechanice bliżej. I muszę powiedzieć, że pod tym względem gra nie zawodzi. Żeglowanie, szczególnie w cztery osoby, sprawia masę radości, tym bardziej że do żeglugi wymagana jest nie tylko współpraca, ale także zaufanie. Sternik musi być w stanie utrzymać okręt w ryzach, ale żeby nie rozbić się na skałach, potrzebny jest jeszcze nawigator na bocianim gnieździe. Pełni on rolę oczu okrętu, ponieważ maszt zasłania sternikowi widok. Warto też mieć kogoś dbającego o armaty, ewentualne łatanie kadłuba oraz nawigatora dbającego o to, żeby nie zboczyć z obranego kursu. Do nawigacji służy ogromna mapa regionu, na której widzimy nasz okręt oraz wszystkie wyspy. Aby znaleźć nasz cel musimy rozpoznać wyspę z małej mapy w naszej kieszeni na dużej mapie regionu. Zadanie nie jest specjalnie trudne, ale pomaga przy nim bystre oko i zwracanie uwagi na szczegóły. Interesujące nas wyspy możemy zaznaczyć na mapie, aby oszczędzić sobie ponownego szukania, w razie zboczenia z drogi.
No dobrze, obraliśmy cel, podnosimy kotwice, stawiamy żagle i wypływamy w morze. No nie tak od razu, bo najpierw wszystkie te czynności muszą wykonać gracze. Nie ma przycisku podnieś kotwicę, czy postaw żagle. Każda akcja na naszym okręcie musi być wykonana przez załogę. Musimy nawet na bieżąco kontrolować kierunek wiatru, aby ustawić odpowiednio żagle i nie tracić na prędkości. Pozwala to zbudować grze prawdziwe poczucie morskiej wojaczki i nadaje jej trochę realizmu. Ale nie za dużo, bo mechaniki są dosyć uproszczone, no i raczej w 16 wieku nikt nie wykonywał obrotów o 180 stopni opuszczając kotwicę.
Przejdźmy do naszych piratów i ich rozwoju, a raczej jego braku. Jeśli liczyliście na elementy RPG, coraz lepszy ekwipunek, wydajniejsze szpadle i bardziej pojemne kufle na grog to muszę was rozczarować. Ekwipunek pełni w tej grze jedynie opcję dekoracyjną, a szpada za 20 tysięcy złotych monet wcale nie uderza mocniej niż ta startowa. Jest to dla mnie spory minus, bo nie czuję żadnego postępu w zabawie. Od początku zadaje maksymalne możliwe obrażenia, nie ważne czy to broń palna, czy do walki wręcz. Nie możemy zwiększyć swojej defensywy, zadawanych obrażeń czy prędkości ładowania dział. Jest to zagrywka, która z jednej strony stawia wszystkich na jednym poziomie, ale też nie pozwala poczuć dumy z zakupu długo wyczekiwanej broni. No bo kurczaki, co z tego, że mam złotą, wysadzaną diamentami szablę, skoro bije ona tak samo, jak zardzewiały brzeszczot, z którym zaczyna każdy?
Skoro już o uzbrojeniu mowa, to może rzućmy okiem na to, czym też możemy siekać niemilców. Do naszej dyspozycji oddano cztery rodzaje broni. Szablę do walki wręcz, pistolet, shotgun oraz karabin snajperski. Każda z nich sprawdza się oczywiście na innym dystansie. Uważajcie jednak z celowaniem, bo nie ma tutaj celownika ułatwiającego tę czynność. Mierzyć musicie na oko, co nie jest takie proste szczególnie w snajperce. Wymaga to nieco praktyki, ale trafienie celu każdym strzałem daje sporo satysfakcji. Jeśli zaś chodzi o walkę wręcz, to dostajemy możliwość cięcia, szarży oraz bloku. Bardzo prosta mechanika, jednak dobre wykorzystanie tych narzędzi, pozwoli nieraz zaskoczyć przeciwników.
No właśnie, ale z kim przyjdzie nam się zmierzyć na obszernych wodach Sea of Thieves? Oprócz innych piratów, aka graczy, czekają na nas komputerowe szkielety, które zazdrośnie pilnują skarbów. Dzielą się na kilka typów. Mogą być opancerzone, uzbrojone lub po prostu same bez żadnych dodatków. Potrafią też obsługiwać armaty, więc nie zostawiajcie okrętów zbyt blisko brzegu, bo możecie już na swój statek nie wrócić. Szkielety rezydują praktycznie, na każdej z wysp, oprócz outpostów. Służą jako typowa przeszkadzajka w eksploracji i umilają trochę czas, pozwalając zarąbać bandę bezmyślnych przeciwników. Jeśli mówimy o przeciwnikach, to nie można zapomnieć o krakenie, który czasem pojawi się w pobliżu naszego okrętu. Miejcie wtedy pewność, że działa są naładowane, bestia bowiem nie zna słowa litość. Zahaczyliśmy już temat eksploracji świata w kontekście pływania po morzu, ale co możemy robić po zejściu na ląd? Przede wszystkim musimy skupić się na znalezieniu skarbu. Ten lokalizujemy na dwa sposoby: albo na podstawie mapy z zaznaczonym symbolem skarbu, albo rozwiązując prostą zagadkę, która opisuje miejsce schowania skrzyni. Kiedy już taki skarb zlokalizujemy, trzeba go wykopać, pozbyć się szkieletów a skrzynię przenieść na naszą łajbę. Oprócz tego warto rozglądać się za upchanymi w beczkach surowcami: drewnem do łatania statku, kul armatnich do dział pokładowych i bananów służących tu do leczenia bohatera. Wszystkie te surowce składujemy na pokładzie naszego okrętu w określonych beczkach. Czemu nie trzymać tego po prostu przy sobie? Ponieważ możemy nieść ograniczoną ilość surowców i bardzo szybko stracimy możliwość plądrowania wysp.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Sea of Thieves - Recenzja