TP-Link Archer MR600 - Wykonanie i budowa zewnętrzna
Router pod względem wyglądu bardzo przypomina MR400 i generalnie cała linia modeli LTE od TP-Linka pochwalić może się bardzo zbliżonym designem, w czym nie ma nic złego. Tym bardziej, że urządzenie prezentuje się elegancko, choć jego rozmiary nie są już tak kompaktowe jak w przypadku niższego modelu i bliżej im do tradycyjnego routera. Sprzęt o podstawie prostokąta pochwalić może się delikatnie łukowatą linią wierzchniej części, która wykonana została z tworzywa sztucznego w wykończeniu ala fortepianowa czerń, czyli na wysoki połysk. Prezentuje się to bardzo stylowo, ale jak zawsze w przypadku błyszczących plastików trzeba mocno uważać, ponieważ mają one tendencję do rysowania oraz szybkiego zbierania kurzu i odcisków palców, a do tego nie są łatwe w czyszczeniu. Niemal w całości czarną konstrukcję przełamują dwa elementy w srebrnym kolorze - wypukłe logo producenta w prawym dolnym rogu oraz trapezowaty element, wyglądający niczym wtopiony w centralną część frontu urządzenia. Powyżej tego elementu, w pionowym rzędzie, umieszczono zaś diody informacyjne, które podświetlone są na biało i stanowią miły wizualny akcent. Nie da się ukryć, że MR600 wygląda na tyle dobrze, że nie musimy go stawiać w miejscu, gdzie jest mało widoczny (co odbija się niekorzystnie na sile sygnału).
Pozostała część obudowy MR600 wykonana jest już ze standardowego, matowego plastiku. Spód, prócz typowej tabliczki znamionowej urządzenia, skrywa także cztery nóżki, które doczekały się ogumowania (tego brakowało w MR400), zapobiegającego ślizganiu się sprzętu po blacie (w czym pomaga także relatywnie wysoka masa routera) oraz otwory pozwalające na mocowanie sprzętu na ścianie. Zaskoczeniem jest jednak brak jakichkolwiek otworów wentylacyjnych, ale w trakcie użytkowania okazało się, że produkt nie ma problemów z przegrzewaniem, więc nie stanowi to problemu. Zdecydowanie więcej dzieje się z tyłu, znajdziemy tu bowiem 4-portowy przełącznik LAN, z czego ostatnie (patrząc od lewej strony) ze złącz robić może także za WAN (mały minus za brak wyodrębnienia go innym, np. niebieskim kolorem). Tu warto odnotować, że w odróżnieniu od modelu MR400, gdzie złącza obsługiwały jedynie 100 Mb/s, tym razem otrzymaliśmy gigabitowy przełącznik, bo przy tej cenie każdy inny wybór wydawałby się sporym nieporozumieniem. Znajdziemy tu również slot na kartę micro SIM (w zestawie znajduje się adapter pozwalający skorzystać z karty nano SIM), przycisk Power, złącze zasilające i przyciski WPS, dyskretny Reset oraz do aktywowania i wyłączenia Wi-Fi. Na plus zaliczyć trzeba też obecność dwóch gniazd RP-SMA, w które należy wkręcić dwie łopatkowate anteny. Dzięki temu, że nie są one zintegrowane na stałe, w razie potrzeby będziemy mogli wymienić je na mocniejsze. Warto jednak odnotować, że zastosowane tu anteny wykorzystywane są przez modem LTE, a nie moduł Wi-Fi, który musi zadowolić się antenami ukrytymi wewnątrz, co budzi obawy o ich wydajność. Ponownie nie uświadczymy tu także jakiegokolwiek portu USB, nawet w standardzie 2.0, co również zaliczyć trzeba na minus.
TP-Link Archer MR400 jest solidnie wykonany, choć wykorzystane materiały nie są może zbyt szlachetne i nie budzi żadnych zastrzeżeń w zakresie trwałości (choć trzeba pamiętać o rysującym się błyszczącym plastiku). Nie doszukaliśmy się tu wad czy braku staranności w spasowaniu poszczególnych elementów, ale ściskanie frontu (głównie lewego narożnika) owocuje lekkim skrzypieniem konstrukcji. Poza tym, choć trudno router uznać za designerski gadżet, to jednak wygląda on stylowo i powinien dobrze komponować się z nowoczesnymi wnętrzami.
Pokaż / Dodaj komentarze do: TP-Link Archer MR600 - test routera LTE+