Uncharted: Zaginione Dziedzictwo w jasny sposób demonstruje, że seria ta nie musi wcale opierać się na Nathanie Drake’u i nie brakuje jej barwnych postaci. Poczucie doznawania niesamowitej przygody, przepiękne widoki i zręczna reżyseria jednak tryumfują ponad wszystko, chociaż oczywiście taki skrócony format nie jest idealny dla serii, która potrzebuje większego rozmachu aby w pełni rozwinąć swoje artystyczne skrzydła. Zaginione Dziedzictwo jest także dowodem na to, że nawet „drużyna B” z Naughty Dog jest w stanie dostarczyć całkiem ciekawych doznań, co może wkrótce w przyszłości zaowocuje tym, że nie będziemy musieli czekać tyle na kolejne produkcje Naughty Dog, a i być może wyrosną nam godni następcy Neilla Druckmanna i Bruce’a Straleya.
Zaginione Dziedzictwo podtrzymuje fenomenalny poziom oprawy audio-wizualnej Kresu Złodzieja, a od strony projektowania poziomów, dorzuca w niektórych obszarach nieco szersze elementy sandboksowe. Struktura gry jest nieco bardziej ścisła i zwięzła, co ma swoje i wady i zalety. Ja osobiście preferuję jednak absorbować otaczający przygodę artyzm niż skupiać się na niej samej w sobie, a więc Uncharted 4 było bardziej „moją bajką”. Niemniej jednak silnie wpleciona kultura indyjska, szczególnie w powiązaniu z zagadkami i eksploracją nadają grze momentami charakteru dość zbliżonego do Tomb Raidera, co jest oczywiście także efektem uczynienia głównej postaci kobietą. Należy też docenić próbę nadania innego tonu, skupieniu się na niestabilnej naturze relacji Nadine i Chloe oraz staraniom urozmaicenia gameplayu, który jednak ostatecznie staję się miejscami nieco przeciągnięty, pomimo solidnych starań deweloperów.
Uncharted: Zaginione Dziedzictwo pokazuje, że nie samym Nathanem człowiek żyje i seria ta mogłaby z powodzeniem trwać także i bez niego. Nieco mniejszy rozmach projektu nie pozwala rozwinąć w pełni grze skrzydeł, ale definitywnie widać potencjał...
Generalnie nie uznałbym Zaginionego Dziedzictwa za pozycję „must have”, ani za dodatek, który zmieni nasze postrzeganie gier w tej formie. Przy cenie gry zaczynającej się od 149 zł, otrzymamy około 8-10 godzin rozgrywki (w zależności od wykonywania opcjonalnego zadania). Pod tym względem nie mam żadnych zarzutów co do opłacalności – jedynie nieco braku tego artystycznego tchnienia Druckmanna mi tutaj zabrakło, które oddziela solidne rzemiosło od wybitnego dzieła. Jest to jednak tytuł, który mogę śmiało polecić fanom serii, jak i generalnie każdemu, kto lubi gry akcji TPP. Wakacje dobiegają powoli końca, ale nadal mamy tzw. „sezon ogórkowy” i tradycyjnie nigdy nie ukazują się w tym okresie duże produkcje, a Zaginione Dziedzictwo może nam ten czas zdecydowanie umilić.
Notka: nie miałem okazji przetestować trybu multiplayer, lecz jest on ujednolicony pomiędzy Uncharted 4 a Zaginionym Dziedzictwem, a więc zagramy ze znajomymi niezależnie od tego, którą z gier posiadamy. Novum w dodatku jest kooperacyjny tryb przetrwania (popularna "Horda") do 3 graczy.
Uncharted: Zaginione Dziedzictwo
doskonały świat przedstawiony, wybitna oprawa audio-wideo, miejscami ciekawe próby urozmaicenia, inna strona bohaterek i ciekawa dynamika relacji, intrygująca kultura indyjska powiązana z zagadkami i eksploracją
krótszy format gry nie pozwala rozwinąć w pełni skrzydeł w kwestii reżyserii, brakuje nieco artystycznej maestrii
Cena (na dzień 21.08.2017): ok. 149 zł (PS4)
Grę do testów dostarczyło:
Pokaż / Dodaj komentarze do: Uncharted: Zaginione Dziedzictwo - recenzja gry