Przetestowałem chińską myszkę Thorn. Lamzu jak zwykle mnie nie zawiodło

Przetestowałem chińską myszkę Thorn. Lamzu jak zwykle mnie nie zawiodło

Test Lamzu Thorn - Jak wypadła?

Zapewne niewielka część z was kojarzy markę Lamzu, ze względu na jej młody wiek i azjatyckie korzenie. Jednak nie jest to producent, obok którego produktów można przejść obojętnie i zaraz przybliżę wam dlaczego. Brand ten istnieje od niespełna kilku lat i specjalizuje się w produkcji peryferii dla graczy. Choć ma on niewielki staż na rynku, to o dziwo produkty tej chińskiej marki są połączeniem sztuki, innowacyjności i hardcorowego gamingu. Zresztą, jakiś czas temu sam miałem przyjemność przetestować dla was Lamzu Atlantis - pierwszy model myszki, jaki opuścił fabrykę Lamzu, a jednocześnie pierwszy produkt tego producenta, który zapewnił mu międzynarodowy rozgłos. W międzyczasie testowałem również podkładki Lamzu Energon i Energon Pro, które zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie, ale nie aż tak jak myszka Atlantis, która była niekwestionowanym liderem wśród najciekawszych myszek 2023 roku.

Lamzu Atlantis była niekwestionowanym liderem wśród najciekawszych myszek 2023 roku, a jak na jej tle wypadnie Lamzu Thorn?

Tymczasem dziś przyjrzymy się kolejnej myszce dla graczy, którzy poszukują ultralekkiego gryzonia z topowymi osiągami i nietuzinkowym designem. Poznajcie zatem Lamzu Thorn, czyli profilowaną mysz dla osób praworęcznych opartą o sensor PixArt PMW3395 i przełączniki optyczne o żywotności 90 milionów kliknięć, a do tego ważącą zaledwie 52 gramy i zgodnie z zapewnieniami producenta teoretycznie powinna nam pozwolić na rozgrywkę do 80 godzin na jednym ładowaniu. A wszystko to w kwocie 480 lub 540 złotych (zależnie od tego czy wybierzemy wariant 4K ready z donglem 1000 Hz, czy wariant 4K z donglem 4000 Hz).

Opakowanie, zawartość i jakość wykonania

Lamzu Thorn trafia do nas zapakowana w grube, kilku segmentowe opakowanie o charakterystycznym dla tego producenta designie i kolorystyce zależnej od wybranej wersji kolorystycznej urządzenia (w moim przypadku jest to czarno-szare opakowanie z biało-niebieskimi akcentami, ponieważ do testów otrzymałem wariant czarny.)

Po raz kolejny miłym zaskoczeniem jest ogromna różnorodność akcesoriów dołączonych do zestawu z myszką. Wewnątrz pudełka oprócz Lamzu Thorn znajdziemy nie tylko zapasowe ślizgacze czy USB dongle wraz z transmiterem radiowym, ale także welurowy woreczek na akcesoria lub do przechowywania myszki na czas transportu, zestaw grip tape, kolorową naklejkę na spód myszy oraz przewód zasilający USB-C w typie Paracord z tzw. minibungee, czyli wygiętym pod kątem 30/45° wtykiem unoszącym kabel do góry przed frontem myszki, dzięki czemu nie przeszkadza on w trakcie użytkowania.

Mysz pomimo filigranowej wagi na poziomie 52 gramów jest wykonana z dbałością o detale i wyjątkowo solidnie. Niestety jednak jak to bywa w przypadku mniejszych marek, spasowanie nie jest do końca idealne, przez co pod bardzo mocnym naciskiem Thorn potrafi wydać z siebie cichutki odgłos stukotu. Oczywiście nie wpływa to w żaden sposób na walory użytkowe myszki czy jej wytrzymałość, a w normalnym użytkowaniu raczej tego nie uświadczymy, ale warto o tym wspomnieć, bo zawsze jest to niewielka rzecz do poprawy, a z doświadczenia wiem, że na produkty Lamzu bardzo ciężko jest znaleźć powód do narzekania, gdyż producent ten solidnie przykłada się do swojej roboty.

Oprócz wytrzymałej konstrukcji i niskiej masy warto jest też zauważyć, że Thorn został świetnie wyważony. Środek ciężkości myszki jest mniej-więcej w centralnym punkcie gryzonia, dlatego operuje się nim zwinnie i nie mamy wrażenia, że przednia część lub tył nam trochę uciekają. Łopatki myszki są oddzielone od korpusu, co eliminuje ryzyko możliwości ich pęknięcia ze względu na wysokie naprężenia oraz zmęczenie materiału po czasie. Myszka posiada przyczepną, matową powierzchnię, która jest przyjemna w dotyku i nie palcuje się zbytnio.

Lamzu Thorn zasilany jest za pośrednictwem portu USB-C. Przewód zasilający w typie Paracord jest bardzo giętki i dość lekki, więc nie będzie nam przeszkadzał w rozgrywce, podczas gdy ładujemy naszego gryzonia. No i nie zapominajmy, że wtyk jest zakończony mini-bungee, co tylko polepsza sprawę.

Uwagę przykuwa również ciekawy, a jednocześnie niepozorny wygląd myszki. Pod względem kształtu przypominać nam może myszki Vaxee czy Zowie jednak tylko z pozoru, bo wystarczy tylko spojrzeć na spód urządzenia i wziąć je do ręki, aby zauważyć artystyczny zamysł projektantów i poczuć namacalną różnicę w wyprofilowaniu, która wcale nie jest tak subtelna jak mogłoby się wydawać.

Wrażenia z użytkowania

W zastosowaniu czysto do gier myszka sprawdza się wyśmienicie. Jej ergonomiczny kształt pozwala nam na wygodne stosowanie chwytów palm oraz claw. Jest to średnich rozmiarów gryzoń, dlatego świetnie sprawdzi się dla osób o większych i średnich dłoniach, ale posiadacze mniejszych również nie powinni mieć problemów z wygodnym użytkowaniem Thorna. Aczkolwiek jest to myszka profilowana, asymetryczna, a co za tym idzie, nie nada się dla osób leworęcznych.

Jak wspominałem we wstępie pod przyciskami głównymi znajdziemy przełączniki optyczne o żywotności 90 milionów kliknięć produkcji RAESHA. W praktyce charakteryzują się precyzyjnym, chrupkim klikiem i wymagają przyłożenia średniej siły nacisku do aktywacji. Tymczasem łopatki LPM i PPM posiadają marginalny pre- oraz post-travel, jednocześnie nie chyboczą się ani nie posiadają żadnych większych luzów.

Równie dobrze wypadają przyciski boczne Huano z białym trzonkiem o żywotności 30 milionów kliknięć. Pracują lekko, responsywnie i mają precyzyjny klik. Klawisze nie chyboczą się, nie mają luzów, a pre- i post-travel jest tu na marginalnym poziomie. Również wielkość i samo umiejscowienie klawiszy są bardzo dogodne. Natomiast za działanie scrolla odpowiada enkoder TTC Silver o żywotności 24 milionów cykli i tactility zbliżonym do enkoderów ALPS, co oznacza, że przy przewijaniu rolka stawia wyczuwalny opór, a każdy poszczególny stopień jest mocno podkreślony. Zaś switch odpowiadający za rejestrację kliknięcia wałka przewijania to po raz kolejny Huano w czarnej obudowie z czerwonym trzonkiem o żywotności 5 milionów kliknięć, który wymaga przyłożenia nieco większej siły nacisku do aktywacji, więc nie musimy się obawiać, że podczas scrollowania przypadkiem go aktywujemy.

Skoro omówiliśmy już wszystkie aspekty użytkowe myszki, to pora skupić się na tym co jest pod spodem, a w przypadku Lamzu jak zwykle jest to dzieło sztuki. Dla przypomnienia, w Lamzu Atlantis spód urządzenia wykonany był z perforowanego, barwionego akrylu, tymczasem w Lamzu Thorn jest to takie samo tworzywo sztuczne, co górna część obudowy, ale oczywiście nie zabrakło perforacji, która jak zwykle jest zwieńczeniem kunsztu inżynierów, którzy pracowali nad tą myszką. Oprócz ciekawego wzoru znajdziemy tu dosłownie uproszczone do minimum przełącznik czułości myszki oraz włącznik główny, które są niemalże gołe, aby zaoszczędzić kilka gramów na masie całkowitej myszki. Znajdziemy tu aż siedem ślizgaczy z czystego PTFE (teflonu). Dwa większe w kształcie ziarenka ryżu na tyle, dwa średnie o podobnym kształcie z przodu oraz dwa małe w kształcie okręgów obok oczka sensora i jeden duży pierścień okalający cały sensor. Warto wspomnieć, że łyżwy są grube i mają zaokrąglone brzegi, więc nie ma opcji, aby szurały po podkładce, nawet jeśli jest bardzo miękka. W praktyce oferują nam płyny, szybki ślizg, a przy tym wolno się degradują, więc raczej szybko nie sięgniemy po dołączony do zestawu komplet zamienny.

Czas pracy na jednym cyklu ładowania zgodnie z zapewnieniami producenta to do 80 godzin, aczkolwiek mi średnio udawało się osiągnąć około 76 godzin dla częstotliwości odświeżania równej 1000 Hz, czyli około tygodnia (czasami nawet trochę więcej) normalnego grania po kilka godzin dziennie i pracy przy komputerze, czyli standardowo jak na myszki ultralekkie. Testowany przeze mnie wariant myszki to niestety 4K ready, więc nie opiszę wam, jak sprawdza się przy próbkowaniu 4000 Hz oraz o ile skraca się wtedy czas pracy na jednym ładowaniu, gdyż model ten pozbawiony jest transmitera wspierającego tę technologię (można go dokupić osobno).

Natomiast jestem w stanie was zapewnić, że nawet w 1000 Hz Lamzu Thorn jest bardzo responsywny i nie posiada zauważalnych opóźnień dzięki łączności bezprzewodowej za pośrednictwem technologii radiowej 2.4 GHz oraz wsparciu technologii Motion Sync, która jeszcze bardziej ogranicza input lag oraz poprawia precyzję ruchów kursora.

Testy i sterowniki

Jak można się domyślić po samej specyfikacji Lamzu Thron, mając PixArt PMW3395, czyli ex-flagowy sensor Razera w testach syntetycznych wypadło wyśmienicie. Pierwszym z pomiarów było sprawdzenie Thorna w programie Enotus Mouse Test. Mysz nie miała najmniejszych problemów z utrzymaniem narzuconego jej próbowania, jak na sprzęt bezprzewodowy ma też bardzo niski stopień wygładzania, co jest kolejną porządaną cechą. Zgodnie ze specyfikacją PixArt, czujnik jest w stanie zarejestrować ruch przy maksymalnej prędkości wynoszącej 16,51 m/s. Jak widać na załączonym zrzucie ekranu, mi udało się wykręcić trochę mniej, ale nadal jest to świetny wynik. Kolejnym etapem był test wartości Lift Off Distance polegający na stopniowym układaniu na sobie płyt CD, gdyż jedna płyta CD w przybliżeniu odpowiada grubością 1 mm, dlatego układając je na sobie, jesteśmy w stanie efektywnie zmierzyć wartość LOD naszej myszki. Zgodnie z oczekiwaniami, na najniższym ustawieniu LOD w sterowniku sensor przestał rejestrować ruch już przy 1 płycie.

Ostatnim z testów był stary dobry paint test. Jak się okazało Lamzu Thoron nie ma problemów z jitteringiem o wysokiej lub niskiej częstotliwości. Ponadto mysz nie interpoluje pixeli w całym swoim wspieranym zakresie czułości (od 50 do 26 000 DPI). Dla potwierdzenia wyników z Enotus Mouse Test nie odnotowałem również problemów z wygładzaniem. Tymczasem w grach nie występują problemy z akceleracją pozytywną lub negatywną.

Oprócz działania w trybie Plug & Play, Lamzu Thorn ma do zaoferowania dedykowany sterownik pozwalający na zaawansowaną modyfikację parametrów działania myszy. Oprócz tak oczywistych elementów jak możliwość zmiany czułości myszki, czy możliwości bindowania przycisków, znajdziemy tu edytor makr, możliwość sterowania wartością LOD, czasem opóźnienia pomiędzy kolejnym kliknięciem itp.

Podsumowanie

Lamzu Thorn to kolejna udana myszka azjatyckiego producenta. Jak zwykle Chińczycy zadbali o najważniejsze detale, a nie tylko surowe osiągi. Oprócz mocnej elektroniki w środku, która śmiało jest w stanie konkurować i wygrać z produktami mainstreamowych producentów. Mamy tu też ładny, artystyczny design, który zachowuje kompromis pomiędzy jak najniższą masą a wytrzymałością. Nie wspominając już, że niejedna większa marka mogłaby się uczyć od Lamzu jak należy projektować swoje myszki. Mamy tu też świetną optymalizację programową, dzięki której Lamzu Thoron jest responsywna i oferuje nam perfekcyjne osiągi oraz rozbudowany sterownik. Czas pracy na jednym cyklu ładowania nie jest wybitny, a raczej przeciętny, bo większość myszek z ogniwem 300 - 400 mAh osiąga mniej więcej te same rezultaty, jednak w kategorii myszek ultralekkich to nie bateria ma znaczenie. Najważniejszy jest fakt, że mysz jest świetnie wyważona, a jej ślizgacze suną jak po maśle.

Lamzu Thorn to kolejna udana myszka azjatyckiego producenta. Jak zwykle Chińczycy zadbali o najważniejsze detale, a nie tylko surowe osiągi.

Natomiast gdybym miał być bardzo czepialski, to muszę przyznać, że spasowanie elementów nie jest idealne. Oczywiście łopatki LPM i PPM są niemalże dopasowane na tip-top, wyróżnia je marginalny pre- oraz post-travel, ale spojenie kadłubka z podstawą nie jest perfekcyjne i pod silnym naciskiem mysz potrafi cicho zastukotać. Chociaż, tak jak wspominałem wcześniej, aby to zauważyć, trzeba się naprawdę postarać, gdyż w normalnym użytkowaniu tego nie usłyszymy. Reasumując, Lamzu Thorn, podobnie jak Lamzu Atlantis ma ogrom zalet i jest solidną, górnopółkową propozycją, a ogrom jego zalet zdecydowanie przewyższa ewentualne wady. Dlatego biorąc pod uwagę ogół, moim zdaniem Lamzu Thorn zasłużył sobie na notę 7/10 oraz naszą rekomendację.

Lamzu Thorn - ocena

Lamzu Thorn - opinia

 Lamzu Thorn  - plusy:

  • Prosty design
  • Świetna ergonomia
  • Bardzo elastyczny przewód typu paracord z minibungee
  • Topowy sensor (PMW3395)
  • Niska masa
  • Wzorowe wyważenie
  • Świetna kalibracja
  • Niskie opóźnienia
  • Wspiera próbkowanie do 4000 Hz (zależnie od wybranego wariantu może posiadać transmiter 4K lub wymagać zakupu osobno)
  • Zadowalający czas pracy na jednym cyklu ładowania (do 80 godzin)
  • Przełączniki optyczne RAESHA o żywotności 90 milionów kliknięć
  • Enkoder TTC Silver
  • Rozbudowany i estetyczny sterownik
  • Świetne ślizgacze z czystego PTFE
  • Matowa powłoka
  • Wsparcie Motion-Sync poprawiającego precyzje ruchów kursora i zmniejszające opóźnienia
  • Wzorowa implementacja przełączników

 Lamzu Thorn  - minusy:

  • Asymetryczny kształt, profilowany pod prawą rękę (nie dla leworęcznych)
  • Brak podświetlenia (nie dla fanów RGB)
  • Spasowanie nie jest idealne (pod silnym naciskiem obudowa troszkę klika)

Cena (na dzień publikacji):

Lamzu Thorn Wireless White (4K Ready) - 479 zł - z kodem "JBWMK05" 5% zniżki

Lamzu Thorn Wireless Black (4K Ready) - 479 zł - z kodem "JBWMK05" 5% zniżki

Lamzu Thorn Wireless Black 4K - 539 zł - z kodem "JBWMK05" 5% zniżki

Fnatic x Lamzu Thorn Wireless 4K Special Edition - 524 zł - z kodem "JBWMK05" 5% zniżki

 

Gwarancja: 24 miesięcy

 

Sprzęt do testów dostarczył:

hardpc

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Przetestowałem chińską myszkę Thorn. Lamzu jak zwykle mnie nie zawiodło

 0