No bo jest. Ale granie na konsolach zawsze było drogie – i to od czasów Nintendo Entertainment System, czyli popularnego na świecie NES-a u nas znanego w podrabianym wydaniu jako Pegasusa (to, że ponad pół dekady później to szczegół). Już ponad 30 lat temu kosztowały one pomiędzy 50 a 60 dolarów amerykańskich. Nie mieszajmy już w to inflacji i porównywania siły nabywczej pieniądza, bo nie nazywamy się Business Insider ani Forbes. W tej materii nic się nie zmieniło. Założenie zawsze było takie: tania (pojęcie względne) konsola, drogie gry.
Z kolei w kwestii komputerów osobistych, to Polska jest nieco niewygodnym punktem odniesienia, bo w latach 80. nikt nie sprzedawał gier legalnie, a dekadę później kwestie prawne growych copyrightów jeszcze długo były w powijakach, a poza tym prężnie funkcjonowała giełda na ul. Grzybowskiej. Niemniej jednak bazując na danych z drugiej połowy lat 90. i początku następnego millenium, plasowały się one najczęściej w przedziale 99-159 zł. Ewenementami były gry pokroju Age of Empires, sięgające nawet dwustu złotych, ale to był bardzo rzadki widok. Jednak to nic w porównaniu z tym ile kosztowało choćby Shadows of the Empire na Nintendo 64 w momencie premiery – 329 zł. Generalnie jednak od epoki Plejstocenu (czytaj: PS1) - tak naprawdę pierwszej generacji konsol gdzie doczekaliśmy się legitnej i stałej dystrybucji - zarysował się obraz cen konsolowych gier konsekwentnie wycenianych na poziomie oscylującym w okolicach 200 zł.
Jeśli weźmiemy pod uwagę inflację, to ceny gier konsolowych (niezależnie czy kartridżowych czy na nośnikach optycznych) - nigdy nie były niskie.
Przeskoczmy jednak do roku 2017. Standardową ceną jest w tej generacji 249 zł (czasami 289/299). Jest to nieco więcej niż za czasów Xbox 360 i PS3, gdzie nowości najczęściej kosztowały w granicach 189-199 zł, okazjonalnie jedynie przekraczając barierę 200 zł, ale zdarzały się także bardziej budżetowe produkcje. Co więcej, obecnie rynek gier konsolowych cierpi na małe urozmaicenie cenowe produkcji – w zasadzie mamy albo do czynienia z produkcjami AAA albo z – kolokwialnie ujmując – indykami. Pomiędzy tymi dwiema skrajnościami, mało jest miejsca na jakieś odcienie szarości, co też trochę powoduje homogenizację branży i zmienia oczekiwania graczy. Bo teraz w oczach zwykłego Kowalskiego wszystko musi być Mesjaszem przez duże M. A jak nie będzie i nie da mu tej zajebistej natychmiastowej gratyfikacji to będzie tego bardzo, bardzo ale to bardzo nienawidził. Skończyła się era solidnego, niezobowiązującego rzemiosła ze średniej półki. Takie następstwo rozrastających się do gargantuicznych rozmiarów budżetów gier i kosztów wydawniczych. Wracając jednak do tytułów niezależnych – nawet i one potrafią kosztować po 170 złotych jak The Witness, albo No Man’s Sky za które Sony zaśpiewało sobie 249 zł. Że też taki hicior, jakim był niegdyś Braid, w 2008 kosztował zaledwie 15 dolarów...
Z drugiej strony wywindowane ceny w kosmos mają też to do siebie, że gdy pewne gry w darwinowskiej rywalizacji (najczęściej w najtłoczniejszych okresach wydawniczych) nie radzą sobie z konkurencją – znacznie szybciej i drastyczniej tanieją. Zerknijcie zresztą teraz na Titanfall 2 czy Deus Ex: Ludzkość Podzielona by odnaleźć potwierdzenie tej tezy. Mam też wrażenie, że gry tanieją znacznie szybciej niż w poprzedniej generacji, gdzie często osiągały jakiś płaskowyż i długo się przy nim utrzymywały, a w obecnych czasach mamy do czynienia bardziej z gwałtownymi skokami ze skrajności w skrajność.
Xbox Live Gold czy PlayStation Plus
Mówiąc o kosztach zabawy na konsolach, nie sposób nie wspomnieć o kosztach abonamentów sieciowych, takich jak Xbox Live Gold czy PlayStation Plus. Obydwie usługi są niezbędne do rozgrywki sieciowej, co PC-towcom może wydać się kompletnie niedorzeczne. Zważywszy na fakt, że znakomita większość obecnych produkcji zawiera jakiś element sieciowej interakcji, a i niemało z nich wręcz jest całkowicie nastawionych na element multiplayer, większość osób uzna ich posiadanie za konieczne. Wiążą się z tym niemałe koszty - w przypadku PlayStation Plus jest to 27 zł w wersji usługi odnawianej comiesięcznie, lub 78 zł za 3-miesięczną i 195 zł za roczną subskrypcję.
Zakładając, że od samego początku korzystaliśmy z PS Plus, w tym momencie płacilibyśmy za czwarty rok, a więc totalny koszt wyniósłby 780 zł, czyli niewiele mniej niż druga konsola, albo tyle co karta graficzna z układem AMD Radeon RX 470, ekwiwalentna do chipu Ellesmere zastosowanego w PS4 Pro. W przypadku Xbox Live Gold cena ta jest nieco wyższa – w wersji miesięcznej: 29 zł, 3-miesięcznej: 79 zł i rocznej – 249 zł (podwyżka o 20 zł lutym 2016). Jeśli chodzi o abonament sieciowy Microsoftu, summa summarum, wyszłaby nam kwota 936 zł, także wystarczająca na zakup grafiki opartej na RX 470 (bardziej wypaśnej, rzecz jasna). Oczywiście to nie jest tak, że obydwie usługi są koniecznym haraczem do rozgrywki wieloosobowej, bo także oferują pewną wartość w zamian, ale o tym wspomnę w innej sekcji.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Co jest bardziej opłacalne – granie na PC czy konsoli?