ASUS ROG Swift PG32UQX - Wykonanie i ergonomia
Sprzęt zapakowany jest w naprawdę pokaźnych rozmiarów karton, co nie wynika tylko z rozmiaru samego monitora, ale i jego bardzo skrupulatnego zabezpieczenia grubymi piankami o dużej gęstości. To zdecydowanie jeden z najlepiej zapakowanych monitorów, jaki trafił do naszej redakcji. Co więcej, ASUS pomyślał nawet o tym, żeby nie zmuszać nas do wyciągania sprzętu górą i zastosował rozwiązanie pozwalające otworzyć cały boczny panel opakowania, co znacznie ułatwia sprawę. W środku oprócz niezbędnych komponentów czeka na nas również dodatkowe pudełeczko ze wszystkimi niezbędnymi kablami (HDMI, DisplayPort, USB, zasilający), zasilaczem i dodatkowymi akcesoriami, czyli zaślepką na porty i akrylowymi nakładkami na podświetlany spód ramienia, co pozwala wzór ROG odbijający się na blacie. Sam montaż sprowadza się zaś jedynie do przykręcenia szybkośrubką podstawy do ramienia, co zajmuje dosłownie minutę i jest banalnie proste.
Pod względem designu ROG Swift PG32UQX kontynuuje linię stylistyczną Armor Titanium, zapoczątkowaną jeszcze przy okazji ultrapanoramicznego modelu ROG Swift PG348Q, choć doczekaliśmy się tu lekkiego liftingu, które sprawia, że monitor prezentuje się jeszcze bardziej nowocześnie. Jest to jednak bardzo gamingowe wzornictwo i osobom, które preferują bardziej stosowany design, PG32UQX może nie przypaść do gustu pod względem wyglądu. Niemniej, otrzymujemy solidne porowate tworzywo sztuczne w kolorze bliskim czerni, a także wykonaną częściowo z metalu stopę o charakterystycznym kształcie trójnoga, ozdobioną czymś w stylu atrapy miedzianego radiatora. Przez to testowany sprzęt prezentuje się nowocześnie, w czym pomaga także odchudzenie ramek, szczególnie tych bocznych i górnej, które teraz mierzą tylko 1,5 mm grubości (wciąż pozostaje jednak 6,5 mm czarnej martwej strefy wokół wyświetlacza).
Na matrycy umieszczono warstwę antyodblaskową, choć o dość niestandardowej charakterystyce. Matryce AU Optronics na ogół nie są nazbyt ziarniste, ale ta konkretna, na pierwszy rzut oka, wygląda wręcz na połyskującą. Dopiero bliższe oględziny ujawniają, że ekran wcale tak chętnie nie odbija światła, jednakże ziarnistość, pod palcem, pozostaje właściwie zerowa. Taki panel świetnie się czyści i jeszcze lepiej użytkuje, ponieważ gładka powłoka przekłada się na wysoki wizualny kontrast. Na tylnym panelu widoczne jest zaś sporych rozmiaru podświetlenie LED RGB, w systemie Aura Sync. Posiadając inne peryferia lub podzespoły kompatybilne z tym rozwiązaniem, można wzajemnie synchronizować barwę światła i efekty (przy czym dotyczy to wyłącznie logo na tyle obudowy). Diody umieszczone w podstawie, które poprzez wymienne przeźrocze rzucają wybrany kształt na blat roboczy, tym razem również wspierają system RGB, a nie jak ostatnio jedynie czerwony kolor, co również uznajemy za zmianę na plus. Jedynie czerwone LED-y znajdziemy zaś na podświetlanym logo umieszczonym na wierzchołku ramienia. Dodatkową atrakcją jest tu wspomniany już 2-calowy wyświetlacz OLED o nazwie LiveDash, który umieszczono na dolnej ramce.
Ten pozwala wyświetlać statystyki systemowe (np. temperaturę CPU), niestandardowe GIF-y lub spersonalizowane logo, wykorzystując do tego celu oprogramowanie Armoury Crate. Można go kontrolować także za pomocą menu OSD, aby wyświetlić licznik FPS, Ustawienia GameVisual, Źródło wejścia, Timer lub stoper. Producent pozwala także regulować jego jasność lub wyłączyć ten dodatkowy ekran. Sam pomysł jest niewątpliwie ciekawy i przypadł nam do gustu, ale ma jedną wadę. ASUS z niezrozumiałych przyczyn zdecydował się na migające logo ROG na wyświetlaczu, co potrafi być irytujące (niestety nie można wyłączyć tego efektu), przez co szybko zrezygnowaliśmy z LiveDash. Mamy nadzieję, że producent poprawi to aktualizacją. Pod tym ekranem umieszczono jeszcze jeden ciekawy element, czyli pokrętło, które służy do obsługi OSD. To wypada lepiej od tradycyjnych przycisków (choć takowe, sztuk dwie, również się tu znajdują), ale i tak preferujemy 5-kierunkowy dżojstik, które zapewnia lepszą kontrolę nad sterowaniem menu ekranowym.
Ergonomia wypada niczego sobie, aczkolwiek do perfekcji nieco brakuje. Wyświetlacz, dzięki regulowanej podstawie, możemy podnieść o 70 mm, nachylić w przedziale od -5 do +20 st. i obrócić do 20 st. w obie strony. Mniejsze zakresy regulacji i brak piwotu tłumaczyć trzeba bardzo dużym rozmiarem monitora. Ponadto konstrukcja wspiera uchwyty VESA 100x100. Jeśli zaś chodzi o minusy, to zabrakło głośników, natomiast zasilacz o mocy 280 W jest zewnętrzny, mimo iż waga monitora wynosi 10,9 kg. Co więcej, dostęp do dwóch gniazd USB 3.1 nie jest zbyt wygodny, bo te umieszczono obok złączy wideo i gniazda minijack na słuchawki i zamka Kensington, równolegle do matrycy (znajdziemy tu także specjalne gniazdo przeznaczone jedynie do działań serwisowych). Co ciekawe jednak, na górnej ramce ekranu znajduje się dodatkowy port USB 2.0, któremu towarzyszy otwór śruby statywu, co jest dość nietypowym, ale bardzo praktycznym rozwiązaniem. Górna ramka kryje także czujnik światła, który wykorzystywany jest do automatycznej regulacji jasności obrazu.
Jeśli jesteśmy przy złączach, nie sposób nie wspomnieć o chyba najbardziej kontrowersyjnym braku ROG Swift PG32UQX, czyli HDMI 2.1. Wszystkie trzy porty HDMI są w wersji 2.0 i towarzyszy im DisplayPort 1.4. Oznacza to, że nie jesteśmy w stanie uzyskać 4K w 120 Hz na konsolach, a 4K z prawdziwie 10-bitową obsługą głębi kolorów osiągniemy jedynie przez DisplayPort z wykorzystaniem DSC przy 120 Hz (przy 144 Hz będzie to już 8 bit + FRC). To i tak znacznie lepsze rozwiązanie niż w przypadku ROG Swift PG27UQ, gdzie nie było jeszcze Display Stream Compression (DSC) od VESA, które umożliwia „wizualnie bezstratną” kompresję za pośrednictwem interfejsu DisplayPort. W tamtym przypadku wiązało się to z pewnymi cięciami w ramach wyświetlania kolorów, o czym było bardzo głośno w trakcie premiery pierwszych monitorów 4K 144 Hz. Mowa oczywiście o konieczności zmiany formatu koloru wyjściowego z RGB na YCbCr422, co prowadziło do pogorszenia czytelności czcionek na wybranych tłach (po więcej na ten temat odsyłamy do naszego testu modelu ASUS ROG Swift PG27UQ). Część producentów obchodziła początkowo ten problem koniecznością podłączenia dwóch kabli DisplayPort 1.4, pozwalając w ten sposób cieszyć się rozdzielczością 3840 × 2160 pikseli w 144 Hz z 10-bitowym kolorem w pełnym zakresie RGB (bez kompresji składowych chrominancji), ale niestety bez FreeSync/G-Sync.
PG32UQX inaczej radzi sobie z tymi ograniczeniami, ponieważ wykorzystuje do tego celu technologię VESA o nazwie Display Stream Compression (DSC), która dostępna jest już od jakiegoś czasu. Standard ten eliminuje potrzebę kompresji koloru poprzez zredukowanie składowych chrominancji w ramach interfejsu DisplayPort 1.4. Nie oznacza to jednak, że DSC pozbawione jest wad, ponieważ technologia ma całkiem wysokie wymagania. Aby się nią cieszyć w 4K przy 144 Hz potrzebujemy bowiem karty graficznej z serii NVIDIA GeForce RTX 20xx, AMD Radeon RX 5700 lub nowszej. Jeśli posiadamy starszą/słabszą grafikę, będziemy musieli skorzystać z kompresji koloru, korzystając z 8-bitowego przetwarzania do 120 Hz i chroma sub-samplinug (4:2:2) do pełnego 144 Hz odświeżania. Wydaje się jednak, że gracze decydujący się na zakup tak drogiego monitora posiadają pod maską swojego komputera karty graficzne z górnej półki. Z czego zatem wynika brak HDMI 2.1? Z zastosowania modułu G-Sync Ultimate, który takiego nie posiada - ot, cała tajemnica.
Na koniec omówienia wykonania musimy wspomnieć o jeszcze jednym kontrowersyjnym elemencie, czyli wentylatorze chłodzącym wnętrze monitora, a konkretniej moduł G-Sync i podświetlenie FALD. Ten pracuje wprawdzie cicho i najbardziej słyszalny jest już po wyłączeniu komputera, więc jeśli nie tworzycie peceta, który ma być praktycznie bezgłośny, raczej nie zrobi Wam to różnicy, ale musimy odnotować ten element.
Pokaż / Dodaj komentarze do: ASUS ROG Swift PG32UQX - test pierwszego monitora Mini-LED dla graczy. Potwór za astronomiczną cenę