Gdyby chcieć w ogromnym skrócie przedstawić fabułę dowolnej gry z serii Doom, wyglądałaby ona mniej więcej tak: Jacyś goście w fartuchach eksperymentują z portalami czasoprzestrzennymi na Marsie, zamiast teleportacji przypadkowo tworzą pomost z piekłem i przyciągają za sobą całą menażerię demonów, a my jako bezimienny marine, Doomguy musimy wymordować ich - z jakiegoś powodu samotnie - co do jednego.
Teraz id Software także nie odbiega od utartej tradycji, ale tym razem otwieranie portalu w Doom anno domini 2016 ma także metaforyczne znaczenie - symbolizuje ono powrót i odkrycie na nowo wysokooktanowej, arcade'owej akcji na najwyższych obrotach pośród zalewu odpicowanych widowisk kamuflujących kiepski gameplay prezentacją i oskryptowaną akcją na szynach. Nie znaczy to jednak, że najnowsza produkcja od id odcina się kompletnie od współczesności. Po paru tysiącach zmasakrowanych demonów i setkach wyrwanych serc, chętnie Wam powiem, czy ten mariaż starej i nowej szkoły wyszedł na dobre...
Pokaż / Dodaj komentarze do: Doom (2016) - Recenzja gry