Opakowanie, zawartość i pierwsze wrażenie.
Mysz trafia do nas zapakowana w bardzo niepozorne i niewielkich rozmiarów tekturowe pudełko o czarno-szarej barwie z biało-złotymi akcentami. Co z drugiej strony nie jest niczym dziwnym, ta marka z tego słynie, że zarówno projekt opakowania, jak i same produkty na pierwszy rzut oka wyglądają skromnie i nie rzucają się w oczy - to typowe sleepery. Dopiero po chwyceniu myszki brandowanej logo Endgame Gear zaczynamy orientować się, że nie jest to pierwsza lepsza mysz biurowa, a naprawdę solidnie wykonana i przemyślana pod praktycznie każdym aspektem konstrukcja. Tak samo jest w przypadku XM2we, gdy tylko po wyjęciu z pudełka chwyciłem go w dłoń, od razu powróciłem wspomnieniami do starego, dobrego Endgame Gear XM1R, na którym to wbijałem się na wyżyny swoich możliwości jeśli chodzi o rangi w CS:GO czy RSix Siege oraz "pykałem" w Battlefieldy i CoDy. Od razu pomyślałem sobie "warto było czekać", ale nie chcąc zbyt entuzjastycznie podchodzić do testów, postanowiłem się wstrzymać z opinią do czasu, aż nie spędzę z tą myszką większej ilości godzin i nie przekonam się co potrafi w testach syntetycznych, jak i praktyce.
Wracając do tematu opakowania, wewnątrz oprócz oczywiście samej myszki znajdziemy tylko odpinany przewód typu paracord, transmiter radiowy 2.4 GHz oraz USB dongle i to wszystko jeśli chodzi o dodatkowe akcesoria. Pod względem dodatkowego wyposażenia dopiero faktycznie czujemy, że jest to wersja essential, bowiem zazwyczaj Endgame Gear dodawał jeszcze, chociażby komplet dodatkowych ślizgaczy, których to w XM2we niestety nie uświadczymy.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test Endgame Gear XM2we - mocny konkurent dla Lamzu Atlantis