Ile jest drzew na Ziemi? - Fabuła
The Last of Us Part II to technologicznie gra z innej ligi. Gameplayowo też idzie jej nieźle, choć jej sercem jest scenariusz tak misternie zaplanowany, że czuję obawę przed zdradzaniem choćby skróconego zarysu tego co się tu dzieje. Wypada jednak zaznaczyć, że gra jest wyraźnie podzielona na dwie części, prezentujące te same wydarzenie z różnych perspektyw. Pierwsza – znana z trailerów – to opowieść o Ellie popadającej w obłęd i szaleństwo, gotowej stracić ostatnie cząstki duszy byle tylko dopiąć swego. I naprawdę to robi, a co jeszcze lepsze: w finale podejmuje decyzję o podobnym ciężarze co ta z zakończenia części pierwszej... i ona także podzieli graczy na dwa obozy (mi się zdecydowanie nie spodobała). Druga strona to historia wręcz odwrotna, o próbie wyrwania się ze spirali przemocy i przemianie duchowej. Oba plany oczywiście się przecinają doprowadzając do tak wielkich napięć na ekranie, że jeszcze żadna gra wideo nie osiągnęła podobnego natężenia historii o ludziach przekraczających wszelkie granice. I piszę to jako wielki fan cyklu Metal Gear Solid – którym inspiracje są tu widoczne w bardzo wielu miejscach. Neil Druckmann (reżyser) zresztą przyznawał się do tego w wywiadach. Najgłośniejsza gra zamykająca generację inspirująca się MGS-em? Dla mnie już samo to wystarczy, by się nią zaciekawić.
Jeszcze żadna gra wideo nie osiągnęła podobnego natężenia historii o ludziach przekraczających wszelkie granice.
Motorem napędowym opowieści jest życie ludzi, którzy zbudowali miasta-azyle w postapokaliptycznym świecie. Zaraza na tyle zdewastowała USA i tak mocno się rozpowszechniła, że zjednoczenie się i jej „wyczyszczenie” wydaje się niemożliwe. Początkowo tragizm z finału pierwszej części The Last of Us wydaje się przygaszony, by pod koniec prologu na nowo napędzić całą intrygę. Stare demony materializują się i przychodzą po swoje. Oko za oko. Ellie jest zmuszona do podróży do Seattle, by odnaleźć osobę odpowiedzialną za to co się stało. Zemsta za zemstę. Wraz z nią wyrusza Dina, jej dziewczyna, dzięki niej możliwe jest dotarcie do oka cyklonu, tylko że kiedy to się dzieje, trzeba dokonać kolejnych trudnych decyzji. W obliczu szansy na odwrót Ellie się jednak nie cofa. Gry nie robią takich rzeczy, gry podstawiają bohaterom same okoliczności łagodzące, albo stawiają dookoła ich postawy jeden-dwa znaki zapytania. Przy TLoU2 Ellie nie wiadomo kiedy przemienia się na oczach gracza w bestię. Za sprawą naszych akcji brnie dalej ku upadkowi. Bez wyraźnych momentów kulminacyjnych czuć i widać po niej, że nie odpuści. Tylko że w przypadku tej gry budzą się wątpliwości i myśli, o tym na ile to ma sens i jak dalece jest to słuszne. To rzeczy, których inne historie o cyfrowych mścicielach się po prostu nie dotykają.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja The Last of Us Part II – Najokrutniejsza zemsta gier wideo