Samsung Galaxy Z Fold 4, czyli takiego „składaka” biorę w ciemno

Samsung Galaxy Z Fold 4, czyli takiego „składaka” biorę w ciemno

Samsung Galaxy Z Fold 4 - ekran(y)

Tak, wiem, wszyscy chcą wiedzieć, jak sprawuje się wewnętrzny rozkładany ekran, bo przecież nie ma wątpliwości, że przy konstrukcji za tyle pieniędzy Samsung poradził sobie koncertowo z tym klasycznym, ale i tak warto poświęcić mu kilka słów. Szczególnie że w oczy z miejsca rzucają się tu dość grube jak na flagowy smartfon ramki, a poza tym mamy do czynienia z 6,2-calowym wyświetlaczem o bardzo nietypowych proporcjach 23,1:9, co oznacza, że konstrukcja jest bardzo długa. I nie da się ukryć, że da się to odczuć w codziennym użytkowaniu, a przynajmniej na początku, kiedy ekran wydaje się nienaturalnie wąski. Na szczęście nie można powiedzieć złego słowa o jego możliwościach, bo to chroniony przez szkło Corning Gorilla Glass Victus panel Dynamic AMOLED 2X o rozdzielczości 904x2316 pikseli i odświeżaniu 120 Hz.

W środku czeka zaś 7,6-calowy elastyczny składany Dynamic AMOLED 2X, który oferuje proporcje 5:6, rozdzielczość 1812x2176 pikseli, wsparcie HDR10+, zagęszczenie pikseli na poziomie 373 ppi i takie samo jak u mniejszego brata odświeżanie 120 Hz. W obu przypadkach możemy też liczyć na imponującą jasność szczytową na poziomie 1200 nitów (realnie należy spodziewać się max 1000 nitów przy jasności automatycznej i ok. 800 nitów w przypadku manualnego ustawienia suwaka w trybie Większa jasność), która jest nieosiągalna nie tylko dla składanych, ale i często klasycznych konstrukcji konkurencji. Złego słowa nie powiemy też o minimalnej, bo potrafi schodzić do 1 nita, więc nawet korzystanie ze smartfona w egipskich ciemnościach nie stanowi problemu. Niezależnie od ekranu możemy więc cieszyć oko najwyższą jakością obrazu ze świetnie odwzorowanymi kolorami, przepiękną głęboką czernią i świetnym kontrastem - bajka! 

Jeśli zaś chodzi o możliwość dopasowania wyświetlaczy do własnych preferencji, to w ustawieniach znajdziemy choćby opcję wyboru między trybem jasnym i ciemnym, jasność adaptacyjną, tryb nocny, częstotliwość odświeżania (do wyboru jedynie 60 Hz lub adaptacyjne 120 Hz), tryb kolorów (żywy i neutralny z możliwością zmiany temperatury kolorów oraz zabawy suwakami RGB) czy Always-On Display - ot, taki standard.

W przypadku elastycznego wyświetlacza trzeba jednak zwrócić uwagę na jeszcze kilka kwestii, po pierwsze miejsce szkła Corning zajmuje folia ochronna - tak, ciągle ta sama, której pod żadnym pozorem nie wolno zdejmować, ale mówiąc szczerze nie widzę takiej potrzeby, bo jest starannie naklejona, sięga praktycznie do samych krawędzi ekranu i w niczym nie przeszkadza. A przynajmniej wizualnie, bo miałam wrażenie, że wyświetlacz ten wymaga dotykania w nieco inny sposób, a tym samym odrobiny przyzwyczajenia i początkowo zdarzało się, że nie zawsze chciał reagować na moje polecenia za pierwszym razem. Po drugie pod ekranem ukryta jest kamerka do selfie, gdybyśmy chcieli z niej skorzystać przy rozłożonym wyświetlaczu (nie mam pojęcia po co, skoro konstrukcja pozwala na selfie tylnym aparatem), która całkiem nieźle się jednak maskuje i łatwo zapomnieć, że w ogóle tam jest. I po trzecie wreszcie, niesławna bruzda w miejscu składania, która wciąż jest obecna i mówiąc obiektywnie, dość mocno widoczna i wyczuwalna. Tyle że… po paru dniach zupełnie nie zwracamy na nią uwagi, bo chociaż faktycznie czcionka nieco się tam załamuje i zmienia kolor, a do tego czujemy ją pod palcem, to znajduje się w miejscu, którego dotykamy rzadko (gorzej wygląda to w przypadku horyzontalnej linii zagięcia jak Galaxy Z Flip).

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Samsung Galaxy Z Fold 4, czyli takiego „składaka” biorę w ciemno

 0