Space Hulk: Deathwing - recenzja

Space Hulk: Deathwing - recenzja

Space Hulk: Deathwing - grafika promocyjna

Czy najnowszy Space Hulk to gra na miarę klasyków sprzed 20 lat? (pragnę też zaznaczyć, że za kanoniczne uznaję wyłącznie Space Hulk z 1993 i Vengeance of the Blood Angels z 1995). Pomimo wielu pozytywnych słów, które wcześniej skierowałem w stronę gry - zdecydowanie nie. Czy lepiej było otrzymać taki Deathwing niż nic? Na pewno tak.

Na wcześniejszych stronach starałem się oddać klimat i specyfikę rozgrywki, ale niestety pomimo pewnych unikatowych elementów i ciekawego połączenia elementów taktycznych z niecodziennym systemu walki, gra nie była w stanie w pełni rozwinąć potencjału licencji Space Hulk.

Space Hulk: Deathwing - screenshot z rozgrywki
 
O ile można darować konwencję gry ze składem złożonym jedynie z trzech Terminatorów, to jednak gra nie rozwija w pełni swojego taktycznego potencjału.  Nierzadko walki przeradzają się w bezładne jatki - zamiast porozstawiać każdego Kosmicznego Marine w strategicznym miejscu, po prostu lepiej jest trzymać się razem i strzelać na wszystkie strony. Na pierwszy rzut oka, oferowanych komend jest sporo, ale w praktyce, używa się jedynie kilku z nich. Na dodatek związane z nimi skróty klawiaturowe bardzo często szwankują, albo nie działają w ogóle, albo jakimś trafem przydarza się jakiś bug, który zmienia ich funkcje. Denerwuje także czasem sposób w jaki blokuje się drzwi. Najpierw musimy nacisnąć przycisk interakcji (by zamknąć wrota), a później go przytrzymać (by zacząć odcinać do nich dostęp), ale w ferworze walki nie zawsze działało to jak należy.
 
Czasami gra przy zbyt szybkim bieganiu nie nadąża za strumieniowaniem dalszych fragmentów etapu, prawdopodobnie problem nie istnieje na dysku SSD, ale mnie kilka razy na HDD się tak przydarzyło. Sporadycznie może zdarzyć się także doczytywanie tekstur w locie, ale jest ono raczej związane z "otapetowaniem" ścian i murów krwią. Generalnie jednak nie jest to zbyt częste zjawisko. Okazjonalnie także sample dźwiękowe zapętlają się w nieco opóźniony sposób.

Space Hulk: Deathwing - screenshot z rozgrywki
 
Jeśli chodzi o strukturę misji, to mają one zbyt monotonne cele i wymagają sporej dozy backtrackingu, co później bywa dość przewidywalne. Z kolei multiplayer miał w testowanych przeze mnie sesjach dość słaby kod sieciowy, z zauważalnym opóźnieniem. Ostatnim minusem to brak dobrze zorganizowanej obsługi pada. Używając kontrolera do Xbox One S, gra nie pozwalała na skonfigurowanie przycisków, ani nie oferowała wibracji w rozgrywce.
 
Reasumując, Space Hulk: Deathwing to fenomenalna adaptacja kultowej gry planszowej pod kątem audio-wizualnym oraz ogólnego klimatu Warhammer 40K. Taktyczny charakter rozgrywki i oryginalny design na pewno wyróżnia ją spośród większości wysokobudżetowych gier FPS. Deathwing nie jest co prawda w stanie w pełni oddać niesamowitego potencjału rozgrywki, jaki oferuje Space Hulk, ale to solidna gra z bardzo dobrą grafiką, oryginalnym designem poziomów i fenomenalną atmosferą.

Space Hulk: Deathwing - screenshot z rozgrywki

W chwili obecnej poleciłbym Space Hulka przede wszystkim fanom Warhammera 40K oraz osobom poszukującym odmiany w gatunku FPS. Nie mogę jednak ze względów obiektywnych (pewne problemy techniczne) rekomendować tej gry każdemu i pomimo prezentacji na najwyższym poziomie, nie przewiduje jej zbyt wielkiego sukcesu komercyjnego. Jednak pomimo niespełnionych do końca ambicji taktycznej rozgrywki i pewnej dozy technicznych błędów, gra ma w sobie coś, co przykuwa do ekranu.

Jej dalsza żywotność będzie w dużej mierze zależała od tego, jak będą ja wspierać developerzy. Szkoda, że nie udało im się na premierę dostarczyć gry na miarę licencji Space Hulk, ale być może gra doczeka się dodatkowej zawartości, która uczyni ją bardziej kompletną.

Obserwuj nas w Google News

Tagi

GamingGry

Pokaż / Dodaj komentarze do: Space Hulk: Deathwing - recenzja

 0