Płyta główna została wykonana w standardzie ATX, zatem nie ma powodów do obaw związanych z potencjalnymi problemami podczas instalacji w mniejszych obudowach, jakie mogą sprawiać konstrukcje E-ATX. Radiatory zamontowane przez producenta są typowych rozmiarów, przy czym ten chłodzący chipset został dodatkowo okraszony logo rodziny AORUS. W praktyce dobrze wywiązują się ze swojego zadania, dzięki czemu temperatury utrzymują się na rozsądnym poziomie, także podczas mocniejszego podkręcania. Oczywiście związane jest to po części również z relatywnie niewielkim zapotrzebowaniem procesorów Coffee Lake na energię elektryczną oraz jakością sekcji zasilającej, o czym będzie później.
Wentylatory można podłączać do ośmiu, nienagannie rozmieszczonych, 4-pinowych złączy. Żadne z nich nie znalazło się w miejscu o utrudnionym dostępie, za co producentowi należy się pochwała. Wszystkie mogą pracować w trybie napięciowym lub PWM - nie ma zatem problemów z trybem półpasywnym. Kolorystyka płyty jest mocno stonowana, co może się podobać. Laminat jest bezsprzecznie czarny, zaś wstawki w odcieniach szarości nadają konstrukcji pewnego powiewu majestatyczności. Moim zdaniem taki projekt jest zdecydowanie ciekawszy od krzykliwego zestawienia kolorów, ale to już kwestia indywidualna. Charakterystyczną cechą są oczywiście liczne diody LED z pełnym RGB, rozświetlające sporą powierzchnię laminatu. Iluminacja obejmuje sloty RAM, radiator mostka południowego, okolice zintegrowanego audio oraz panel I/O, a konkretniej jego osłonę. Zachowanie oraz kolor podświetlenia są oczywiście modyfikowalne za pomocą dostarczonego przez Gigabyte oprogramowania o nazwie RGB Fusion.
Wszystkie radiatory zostały przymocowane z wykorzystaniem śrubek, co jest dobrym posunięciem. Poza większą trwałością materiału, taki sposób instalacji to także szybszy i zdecydowanie łatwiejszy demontaż, co zaoszczędza nerwów potencjalnemu nabywcy. Pod tym względem plus dla inżynierów Gigabyte, aczkolwiek nie da się ukryć, że w tej półce cenowej właśnie tego powinniśmy oczekiwać od sprzętu.
Producentem podstawki jest firma Foxconn, zaś zastosowana sekcja zasilania składa się z trzynastu faz. Wykorzystane zostały tutaj komponenty wchodzące w skład technologii o nazwie Ultra Durable, która obejmuje PCB zawierające dwie uncje miedzi, japońskie kondensatory Solid CAP, tranzystory o niskim współczynniku RDS(on) oraz cewki z rdzeniem ferrytowym. Teoretycznie można więc oczekiwać zwiększonej żywotności elektroniki, poprawy sprawności elektrycznej oraz obniżenia temperatur.
Kości pamięci instalujemy w czterech bankach, obsługujących moduły o pojemności dochodzącej do 16 GB (na slot) oraz maksymalnym taktowaniu oficjalnie wynoszącym 2666 MHz. W praktyce oczywiście nie ma problemów z wyższymi wartościami, w końcu mówimy o chipsecie Z390 (producent przewiduje w trybie OC do 4133 MHz). W tej części laminatu znajdziemy także 24-pinowe gniazdo ATX, dwa złącza USB 3.0 (w tym jedno Type-C), punkty podłączenia termopar (EC_TEMP1 i EC_TEMP2) oraz piny dla pasków diod LED (D_LED2 i LED_C2). Dostępny jest również slot M.2, przeznaczony dla kompaktowych kart rozszerzeń. Włożenie do niego dysku pracującego w trybie SATA skutkować będzie niedostępnością portu SATA o numerze 1 (nie dotyczy NVMe). Z kolei po lewej stronie, w okolicach sekcji zasilania, umiejscowiono 8-pinową wtyczkę EPS oraz 4-pinową ATX.
Wśród złączy kart rozszerzeń mogę wymienić trzy sloty PCI-Express x16 (elektrycznie x16/x8/x4) oraz trzy PCI-Express x1. Wszystkie są oczywiście zgodne ze specyfikacją PCI-Express 3.0, co w linii prostej wynika z zastosowanego chipsetu oraz obsługiwanych procesorów. Jest to informacja istotna przede wszystkim w kontekście budowania konfiguracji Multi-GPU, gdyż w pozostałych przypadkach dodatkowa przepustowość na ogół nie zrobi znaczącej różnicy. Oczywiście także pojedyncze GPU nieco zwolniłoby w trybie 2.0, ale - pomijając przypadki "wybitne" - nie są to piorunujące różnice. Natomiast drugie złącze M.2 dzieli pasmo z portami SATA o numerach 4 oraz 5, co oznacza ich niedostępność po zamontowaniu kompaktowego dysku twardego (dowolnego typu).
Poniżej umieszczono złącze HD Audio oraz dwa USB w starszej wersji - 2.0. Po prawej stronie odnajdziecie z kolei sześć portów SATA. Wszystkie zamontowane są kątowo, co ułatwia prowadzenie kabli i utrzymanie porządku oraz prawidłowej cyrkulacji powietrza w obudowie. Kości BIOS-u mamy dwie, co eliminuje ryzyko związane z nieudanym flashowaniem firmware, wskutek chociażby zaniku zasilania. Niestety, zabrakło wyświetlacza kodów POST. Zamiast niego mamy wyłącznie diagnostyczne diody LED (CPU, VGA, DRAM). Oczywiście jest to jakaś namiastka, ale w płycie tej klasy można oczekiwać większej dbałości o przyjazność użytkownikowi. Z kolei złącza podpisane "LED_C2" oraz "D_LED2" służą do podłączenia kolejnych pasków diod LED.
Jeśli chodzi o zintegrowaną kartę dźwiękową, to mamy do czynieniem z rozwiązaniem typowym dla średniej i wyższej półki cenowej. Na pokładzie znalazł się kodek Realtek ALC1220, do spółki z kondensatorami Nichicon oraz WIMA. Wzmacniaczy słuchawkowych natomiast nie odnajdziemy - od dłuższego czasu producenci płyt sukcesywnie odchodzą od ich stosowania. W praktyce zintegrowane audio spisuje się bardzo dobrze, podobnie do wcześniej testowanych konstrukcji bazujących na tym samym kodeku.
Tylny panel jest chroniony przez plastikową osłonę oraz posiada zintegrowaną maskownicę. Znajdziecie tam następujące złącza:
- cztery USB 2.0 oraz po trzy USB 3.0 i 3.1 (w tym jedno Type-C), wszystkie kontrolowane przez chipset Intel Z390,
- jedno RJ-45, obsługiwane przez zintegrowaną kartę sieciową Intel I219-V,
- pojedyncze HDMI,
- wejścia i wyjścia zintegrowanej karty dźwiękowej wraz z cyfrowym S/PDIF.
Pokaż / Dodaj komentarze do: GIGABYTE Z390 AORUS PRO - test płyty głównej