Just Cause 4 - recenzja
Tematem przewodnim dzisiejszej recenzji będzie wydana przed dwoma dniami gra Just Cause 4, czyli kolejna część popularnej serii wysoce rozrywkowych strzelanek produkcji szwedzkiej ekipy Avalanche Studios. Elementem niezmiennie stanowiącym pomost między poszczególnymi odsłonami cyklu jest oczywiście postać głównego protagonisty, Rico Rodrigueza. Rico to człowiek do zadań specjalnych, wykonujący niebezpieczne misje na całej planecie, w przeszłości pracujący dla tajemniczej Agencji, a obecnie działający na własną rękę. Nasz bohater posiada dwie ważne cechy, stanowiące podwaliny serii Just Cause. Pierwszą z nich jest zdolność ściągania na siebie kłopotów, stojąca na naprawdę wysokim poziomie - to prawdziwa gwarancja wszechobecnego chaosu, pojawiającego się w każdym miejscu, gdzie tylko Rico postawi swoją stopę. Druga to zaś wysoka efektywność w obalaniu dyktatorów, ciemiężących ludność tubylczą w krajach Trzeciego Świata i nie tylko. I to właśnie pozbywanie się rzeczonych person jest głównym zajęciem bohatera. Wracając do cyklu Just Cause, pierwsza jego część pojawiła się w 2006 roku i wyróżniała się przede wszystkim bardzo ładną, jak na tamte czasy rzecz jasna, oprawą graficzną oraz możliwością wykonywania zwariowanych akrobacji, gdzie główną rolę odgrywały specjalny zaczep, umożliwiający chwytanie się i przyciąganie do różnych obiektów, oraz spadochron. Druga odsłona podniosła poprzeczkę, zdobywając zarówno wyższe oceny recenzentów, jak i lepsze opinie wśród graczy. Z kolei trzecia część to (chwilowa?) zadyszka Rico i wyraźny spadek formy. Jak będzie tym razem? Przekonacie się już wkrótce.
Just Cause 4 to kolejna odsłona wybuchowej serii od Avalanche Studios. Zobaczmy, czy Rico zdążył wrócić do formy, po średnio udanej części trzeciej.
Krótki rys fabularny
Fabuła Just Cause 4 przeniesie nas do fikcyjnego kraju Solís, umiejscowionego w Ameryce Południowej, gdzie Rico trafia nie tylko po to, aby rozprawić się z kolejnym czarnym charakterem, ale także z pobudek osobistych. Główny bohater pragnie poznać prawdę o śmierci ojca i jego udziale w tajemniczym Projekcie Illapa, mającym na celu kontrolę pogody. Już na starcie widać, że klimat gry oscyluje wokół science-fiction, zatem będziemy mieć okazję do skorzystania z wielu futurystycznych broni i gadżetów. Wracając do Solís, region ten znajduje się pod dyktatorską władzą Oscara Espinosy, ale nie jest to jedyny antagonista. Do swojej dyspozycji ma on prywatną armię, zwaną Czarną Ręką, w skład której wchodzą solidnie wyszkoleni żołnierze, dysponującymi najlepszym możliwym sprzętem, zaś na jej czele stoi pani komendant Gabriela Morales. Sporą dozą ironii jest tu fakt, że Gabriela jest jednocześnie kuzynką Miry Morales, która będzie głównym wsparciem dla Rico, zatem rodzinnych koneksji jest tutaj więcej. Just Cause 4 rozpoczyna się samotnym atakiem Rodrigueza na placówkę pogodową, atakiem oczywiście nie do końca udanym. Nasz heros najwidoczniej do tego stopnia uwierzył w swą niepohamowaną siłę, że zignorował ostrzeżenia Miry i postanowił całą sprawę zakończyć samodzielnie, bez większych przygotowań, piekąc dwie pieczenie przy jednym ogniu, czyli rozprawiając się zarówno z Projektem Illapa, jak i Espinosą. Po katastrofie pierwotnego planu bez planowania rozpoczynają się główne działania gracza, mające na celu obalenie dyktatora i zniszczenie broni pogodowej w sposób usystematyzowany. W ramach ciekawostki dodam jeszcze, że na pewnym etapie pojawi się również Tom Sheldon, znany z poprzednich odsłon serii, i tutaj zakończę, co by nie psuć nikomu rozgrywki zbędnymi spoilerami.
Panie i Panowie, Rico Rodriguez wraca do gry (jego spadochron oczywiście również)
Czego mamy się spodziewać?
Gra napędzana jest przez silnik Apex, będący autorskim dziełem Avalanche Studios. Rozwiązanie to, kiedyś znane pod nazwą Avalanche Engine, jest stale rozwijane, aby z powodzeniem stanowić podstawę kolejnych produkcji szwedzkiego producenta. Kwestie techniczne w praktyce będą oczywiście omówione w dalszej części recenzji. Jak wszyscy dobrze wiemy, w grach tego typu fabuła jest tylko i wyłącznie pretekstem do wystrzelenia tony pocisków i wysadzenia wszystkiego, co wysadzić można. Nie inaczej jest w tym przypadku, gdyż czysta akcja to esencja Just Cause 4. Gwarantuję, że rozpętacie potężny chaos w szeregach Czarnej Ręki, niszcząc i eliminując po drodze całą masę placówek najemników, pojazdów, obiektów, a także samych żołnierzy. Czwarta odsłona cyklu Just Cause, podobnie jak wszystkie poprzednie, stawia na duży, otwarty świat, w którym gracz może robić wszystko, na co przyjdzie mu ochota. Solís zapewnia sporą dawkę wrażeń oraz zróżnicowane krajobrazy. W ramach kampanii fabularnej odwiedzimy obszary miejskie, górzyste, pustynne, a także dżunglę. Na monotonię narzekać więc nie można, aczkolwiek zanim zmienimy scenerię, przyjdzie nam spędzić trochę czasu w początkowym, górzystym regionie. Spośród gier ukierunkowanych na czystą zabawę i dużą dawkę destrukcji, osobiście na piedestale stawiam dziś już nieco zapomniany konsolowy tytuł Black, autorstwa Criterion Games. Oczywiście nie była to produkcja z otwartym światem, ale strzelanie i posługiwanie się otoczeniem w wiadomym celu były tam zrobione iście mistrzowsko. Jak dużą porcję podobnej rozrywki będzie w stanie dostarczyć recenzowane Just Cause 4? Zobaczymy.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Just Cause 4 - recenzja gry i test wydajności kart graficznych