Jak już zapewne wiecie, Odyssey jest tak naprawdę prequelem Origins, ponieważ akcja osadzona została w tym przypadku kilkaset lat wcześniej (konkretnie w 431 r. p.n.e.). Zmieniono również setting, ponieważ z piaszczystego Egiptu przenosimy się do zielonej i skalistej Grecji z czasów wojny peloponeskiej. I już na samym początku czeka nas spore zaskoczenie, bo dostajemy możliwość wyboru postaci - czekają na nas Alexios i Kassandra, rodzeństwo będące potomkami słynnego spartańskiego króla Leonidasa. Co prawda już w Syndicate graliśmy rodzeństwem, ale tam przełączaliśmy się między postaciami zależnie od misji, tutaj wybór jest stały i… niestety czysto kosmetyczny. Niezależnie od tego, kogo wybierzemy, historia potoczy się tak samo, dialogi są identyczne, a nic nie zmienia się też pod względem rozgrywki i dostępnych umiejętności, ale wbrew moim dotychczasowym preferencjom wcielania się w męskie postaci, tym razem postawiłem na Kassandrę i to z dwóch powodów. Po pierwsze, ta wydaje się być bardziej kanoniczna, ponieważ twórcy książek i innych mediów mają bazować właśnie na historii najemniczki, a do tego nie mogłem po prostu zdzierżyć głosu aktora wcielającego się w Alexiosa. Michael Antonakos znany jest choćby z serialu Przeprawa (The Crossing), ale w tym przypadku nie popisał się i jest tak przerysowany i drewniany w swoim aktorstwie, że po niecałej godzinie rozgrywki postanowiłem rozpocząć zabawę od nowa, wcielając się w jego siostrę. Tę odgrywa początkująca aktorka, Melissanthi Mahut, która zbierała pierwsze doświadczenia m.in. w Origins i choć jej występu w Odyssey również nie nazwałbym wybitnym, to jednak wypada lepiej od swojego kolegi (warto dodać, że oboje są Grekami), który w roli Alexiosa wywoływał u mnie zażenowanie.
Aktorom nie pomagają też słabo rozpisane dialogi, które momentami brzmią wręcz komicznie i nie był to wcale efekt zamierzony. Co więcej, bardzo często czujemy, że poszczególne linijki rozmowy były nagrywane osobno, w oderwaniu od całości i bez znajomości kontekstu, a już z pewnością aktorzy nie grali ich razem. Szczytem absurdu okazuje się jednak pierwsza rozmowa między rozdzielonym przed laty rodzeństwem, wokół którego kręci się fabuła Odyssey - ten sztucznie brzmiący angielski z greckim akcentem w połączeniu z całą resztą niedostatków daje efekt budżetowej produkcji, a nie jednej z najbardziej cenionych serii w historii gier wideo. Wielokrotnie w trakcie gry łapałem się za głowę, słysząc to, co wygadują postaci i po prostu nie mogłem uwierzyć w regres, jaki w tej kwestii poczynił deweloper względem Origins. Nie zrozumcie mnie źle, większość dialogów trzyma solidny poziom, ale tego typu kwiatki zdarzają się zbyt często, a niektóre role zostały po prostu fatalnie obsadzone - na jakimś etapie ewidentnie zabrakło solidnej kontroli jakości.
Jest to tym bardziej bolesne, że scenarzystom udało się wykreować całkiem ciekawą i intrygującą historię, splatającą wiele różnych wątków - od rodzinnego dramatu naszego rodzeństwa, przez wspomniane tło w postaci wojny peloponeskiej i greckich mitów, aż po demoniczny kult Czcicieli Kosmosa (ten zastępuje Templariuszy) i oczywiście wątek tajemniczej Pierwszej Cywilizacji. Nie będę zdradzał zbyt wiele, ale po tym, jak historia się już rozkręci (co trwa stanowczo zbyt długo, bo jakieś 7 godzin), potrafi wciągnąć nas bez reszty, co chwilę serwując zaskakujące zwroty akcji. W pewnym momencie tak bardzo się w to zaangażowałem, że postanowiłem kompletnie zignorować wszystkie poboczne aktywności, by jak najszybciej poznać rozwiązanie tej zawiłej fabuły. Nie oznacza to jednak, że zachęcam Was do przebiegnięcia przez grę, ponieważ zadania poboczne są naprawdę ciekawie zrealizowane, wieloetapowe i oferują swoiste mini historyjki, a niejednokrotnie łączą się też z głównym wątkiem, więc warto się z nimi zapoznać, by lepiej zrozumieć to, co dzieje się na ekranie. Tradycyjnie nie zabrakło także postaci historycznych, jak wspominany już Leonidas, Sokrates, Herodot, Perykles, Pitagoras czy Hipokrates (niezła drużyna, prawda?). I bardzo dobrze, bo towarzyszące im zadania od zawsze stanowił mocny punkt serii i nie inaczej jest tym razem.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Recenzja Assassin`s Creed Odyssey. Najlepsza odsłona czy odgrzewany kotlet?