I niniejszym docieramy do końca. Jako iż wszystkie przewidziane testy zostały wykonane, nadszedł czas na podsumowanie całokształtu. I tak, Samsung 970 EVO jest produktem ciężkim do jednoznacznej oceny. Zapis i odczyt sekwencyjny zmierzony w syntetykach to ścisła czołówka, ale w warunkach rzeczywistego użytkowania topowe wyniki utrzymują się tylko na stosunkowo niewielkich porcjach danych, dopóki zapełnieniu nie ulegnie 13-gigabajtowy bufor TurboWrite. Im dalej w las, tym więcej drzew. W najbardziej wymagającym teście wielozadaniowości, a także grach dzisiejszy debiutant przegrywa nawet z SAT-owskim modelem 860 PRO, bo ten korzysta z kości MLC, nie TLC. Obala to, nawiasem mówiąc, manifestowane coraz głośniej teorie zwolenników PCI Express, jakoby standard ten w każdym możliwym scenariuszu gwarantował widoczną przewagę nad starszym złączem SATA. Tak po prostu nie jest, a pamięci TLC niezależnie od liczby warstw, technologii wykonania i kontrolera wciąż mają swoje wady. Są one sukcesywnie minimalizowane coraz lepszymi technikami cache, ale bynajmniej nie marginalizowane. PCI Express, zapewniając znacznie lepsze transfery, od SATA, zwiększa jedynie rozstrzał kolejnych odczytów. Problemy z większymi porcjami danych pozostają niezmienne. Inna sprawa, że w przypadku nośnika o pojemności 250 GB ma to raczej symboliczne znaczenie. Nikt o zdrowych zmysłach nie zrobi z takiego dysku magazynu danych, a najwyżej trzymać będzie na nim system ze sterownikami i kilka podstawowych aplikacji, w tym gier, rozpakowując ewentualnie niewielkie archiwa z muzyką czy zdjęciami.
Samsung 970 EVO 250 GB, podobnie jak większość nośników z modułami TLC, jest produktem bardzo nierównym. Na małych porcjach danych radzi sobie rewelacyjnie, na dużych - nierzadko przegrywa z 860 PRO (interfejs: SATA).
No dobrze, gry może akurat nie są najbardziej wdzięcznym przykładem optymalnego zastosowania Samsunga 970 EVO, ale w nakreślonym scenariuszu nowa propozycja koreańskiej marki sumarycznie i tak zyskuje na tle reszty stawki, przynajmniej w bratobójczej rywalizacji z 860 PRO. My jednak, szczerze mówiąc, skłaniamy się ku temu drugiemu. Po pierwsze, dzięki zastosowaniu modułów MLC, Samsung 860 PRO jest dyskiem znacznie bardziej przewidywalnym i równiejszym w kolejnych próbach, a po drugie - gwarancja, która wprawdzie dla obydwu urządzeń wynosi pięć lat, ale w przypadku bohatera recenzji jest to okupione dwukrotnie niższym limitem zapisu (150 kontra 300 TBW). Przy czym cena detaliczna powinna wynieść niecałe 600 złotych, czyli gdzieś pięć "dyszek" ekstra ponad to, co trzeba zapłacić za najwydajniejszy dysk dla złącza SATA. I na tym nie koniec. Przekrojowo wydajniejszy, co udowodniły nasze testy, i wyposażony w pożądane moduły MLC Patriot Hellfire 240 GB kosztuje aktualnie około 480 złotych. Owszem, ma też jeszcze gorsze warunki gwarancji (trzy lata, 115 TBW), jednak dla osób oczekującej jak najlepszej relacji wydajności do ceny stanowić będzie złoty środek. Jakie z tego wnioski? Cóż, Samsung 970 EVO na pewno nie jest sprzętem nieudanym, ale polityka cenowa producenta, który z uporem maniaka pozycjonuje każdy nośnik PCI Express ponad tymi z interfejsem SATA, sprawia, że nietrudno o bardziej atrakcyjne alternatywy. Po dość długiej debacie, wystawiamy tutaj troszkę naciągniętą "czwórkę", licząc na rychły spadek cen i potencjalne promocje u sprzedawców.
Samsung 970 EVO 250 GB
Świetnie wyniki w testach syntetycznych (pomijając próby losowe), rewelacyjna wydajność rzeczywista przy mniejszych porcjach danych, bardzo dobra jakość wykonania, czarny laminat, wciąż poprawne warunki gwarancji
Przy największych porcjach danych i wielozadaniowości potrafi przegrać z 860 PRO na SATA, nie najlepszy stosunek możliwości do ceny
Cena (na dzień 23.04.2018): 569 - 589 zł
Gwarancja: 60 miesięcy
Sprzęt do testów dostarczył:
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test dysku Samsung 970 EVO – Premierowa niespodzianka