Demontaż paneli ujawnia naprawdę przestronne wnętrze, które polakierowano na czarny mat w technice proszkowej. Twardość powłoki jest na tyle dobra, że kilka przypadkowo upuszczonych śrubek nie zostawiło po sobie żadnego śladu. Materiały producenta informują o dwukomorowym wnętrzu, jednak przydział miejsc montażowych dla poszczególnych komponentów zdecydowanie wykracza poza schemat. W rezultacie dolną komorę trafniej jest określić jako maskownicę zasilacza, bowiem taką rolę pełni nadrzędnie. Fakt faktem w jej obrębie zamontujemy również dwa dyski 3,5’’ lub 2,5’’ na plastikowych, niewygłuszonych sankach, lecz to nawet nie 1/3 całkowitych możliwości Gaming 986 w kwestii pomieszczenia magazynów danych.
Większość dysków trzeba przykręcić do przedłużenia tacki płyty głównej, instalując je prostopadle do podstawy. Tak oto zmieścimy wewnątrz trzy nośniki 3,5’’ od strony roboczej i kolejne trzy 2,5’’ po stronie przeciwległej. Finalnie okazuje się, że żaden dysk nie jest w obudowie Gaming 986 wyciszony. To chyba najpoważniejsza wada testowanej konstrukcji. Na dodatek z pozycją 3,5-calowców wiąże się jeszcze jeden problem. Niektóre modele, zwłaszcza dwutalerzowe i większe, mogą sięgnąć potencjalnych wentylatorów na froncie. Sam wentylator zapewne wejdzie na styk, ale gdy tylko doliczymy do tego chłodnicę marginalnie szerszą niż 120 mm – sprawy ulegają komplikacji. Wniosek? Szkielet powinien być nieco szerszy.
Zdążyłem wcześniej wspomnieć o miejscu na wentylator 120 mm z tyłu. Czas omówić sześć pozostałych. Trzy znajdują się na froncie, dwa kolejne okupują top, a ostatnie – umieszczono w obrębie maskownicy zasilacza, bezpośrednio nad klatką HDD. Rozwiązania instalacyjne są niekonwencjonalne. Wentylatory na froncie przykręcamy do stalowych ramek, które następnie lądują w obudowie dzięki szybkośrubkom. Tym sposobem bardzo łatwo zamontować masywną chłodnicę, a że z przodu wchodzi radiator 360 mm o właściwie dowolnej grubości, pomysł nabiera sensu – tak, można tu wcisnąć nawet 80-milimetrową Monstę. Z kolei wentylatory na topie należy nadziać na przygotowane przez producenta kołki. Ciekawie wypada także wentylator dla dysków, a precyzując przeznaczona dla niego perforacja. Otwory wycięto tak, by alternatywnie mogły posłużyć do przykręcenia pompki bądź rezerwuaru.
System zarządzania okablowaniem i usprawnienia montażu są właściwie wzorowe. Ogromna przestrzeń pod maskownicą, przynajmniej 2,5 cm miejsca na kable za tacką, liczne wypusty umożliwiające spięcie wiązek, gumowe przepusty i wreszcie sporych rozmiarów otwór na backplate coolera CPU. Malkontenci mogą narzekać jedynie na brak otworów kablowych w maskownicy, zmuszający do prowadzenia wszystkich przewodów od krawędzi bocznej płyty. W tym miejscu warto ponadto nadmienić o drobnej wpadce LC-POWER. Niektóre kable wychodzące z panelu I/O nie są czarne, są ukryte w kolorowej izolacji.
Wszystkie śledzie rozszerzeń charakteryzują się otworami wentylacyjnymi. Za ich utrzymanie w miejscu odpowiadają klasyczne śruby Philips, co obecnie jest dość rzadko spotykane. Przestrzeń pozostawiona na kartę graficzną odpowiada specyfikacji technicznej, tj. 420 mm – pod warunkiem pozostawienia niezagospodarowanego frontu. Po zamontowaniu typowych wentylatorów ilość wolnego miejsca topnieje do 395 mm, ale to dalej całkowicie wystarczające. Summa summarum wnętrze LC-POWER Gaming 986 prezentuje się co najmniej dobrze, choć drobny niesmak pozostawiają po sobie niewygłuszone dyski twarde i uboga filtracja. Poza tym trudno mieć istotne zastrzeżenia, również w odniesieniu do jakości wykonania – przeszło milimetrowa stal robi wrażenie.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test obudowy LC-POWER Gaming 986 - aluminium i szkło hartowane za pół tysiąca