Recenzja Battlefield V – oprawa audiowizualna
Pomimo trudu, jaki przynosi ocenienie tego, czy Battlefield V jest grą wydaną zbyt szybko czy też nie, jego oprawa raczej nie budzi wątpliwości. Od samego początku czujemy, że to tytuł dziejący się podczas II wojny światowej, idealnie oddający krajobrazy tamtejszych frontów. Stroje żołnierzy, bronie, pojazdy – wszystko jest osadzone w epoce. Poza technicznymi niedociągnięciami przy trybie jednoosobowym, w multiplayerze raczej trudno się ich doszukać, poza problemami z kolizją postaci i fizyką poległych żołnierzy. Rozgrywka jest płynna i szybka, a twórcy starali się jak mogli, by zbalansować chaos wojny oraz liczbę detali na ekranie z tym, by gra wciąż była czytelna. Oczywiście jej tempo jest podkręcone do tego stopnia, że przypomina bardziej hollywoodzki film niż dramat wojenny, na który jest stylizowana przez swych marketingowców, więc często pojawiają się problemy ze zrozumieniem, co właściwie się dzieje dookoła nas i gdzie są wrogowie. Wraz z nauką map i trybów, z poznaniem gry i kolejnymi meczami wrażenie to mija, jednak na szczęście element przypadku wciąż jest tu namacalny. To zresztą największy plus serii, że – pośród tak wielkich i dokładnych map zapełnionych graczami – możemy poczuć się na przemian jak królowie sytuacji i zagubione dzieci. Dzięki temu gra nie sprowadza się do nauczenia się lokacji na pamięć i biegania po nich z ulubioną pukawką.
Kiedy rozkręcicie głośniki, sąsiedzi pomyślą, że w Waszym pokoju siedzi Steven Spielberg i z kanapy reżyseruje drugą część Szeregowca Ryana.
Technikalia, czyli co znalazło się pod maską
Battlefield V napędzany jest przez silnik Frosbite 2.0, który jest narzędziem potężnym, zdolnym tworzyć rozległe gry o bardzo dobrym oświetleniu, teksturach i dużej ilości obiektów wyświetlanych równocześnie. To już wiemy, bo widzieliśmy kilka produkcji bazujących na nim (choćby Battlefronty czy Mass Effect Andromeda) i w BFV po prostu to czuć. Nawet jeżeli DICE robi raz grę w świecie Gwiezdnych Wojen, a potem w realiach II wojny światowej, to są one w jakiś dziwny sposób... podobne i spójne. Niestety, mimo całej włożonej w grę pracy, nie poczujemy tu powiewu świeżości i nie znajdziemy nowych elementów czy niespotykanych wcześniej projektów map. To trochę dziwne, ale tuż po odpaleniu nowej gry, będącej jedną z największych premier najgorętszego okresu 2018 roku, mam uczucie, że już to wszystko gdzieś widziałem. Zaletą BFV są na pewno „efekty specjalne”, dźwięk i szczegółowo wykonane otoczenia. Nikt nie będzie nimi jednak zaskoczony. Oprawa bardzo skutecznie służy za to rozgrywce, sprawiając, że np. czołganie się w śniegu jest odpowiednio sugestywne. Dźwięk robi jeszcze lepszą robotę i jest dostosowany pod różne ustawienia sprzętu – słuchawki, system przestrzenny, telewizor i ogólne „robienie zamętu”. Do tego, że DICE zawsze ma świetne audio, jesteśmy już przyzwyczajeni, więc pod tym względem o zawodzie nie ma mowy. Kiedy rozkręcicie głośniki, sąsiedzi pomyślą, że w Waszym pokoju siedzi Steven Spielberg i z kanapy reżyseruje drugą część Szeregowca Ryana. Mistrzowska robota.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Battlefield V – Recenzja gry i test wydajności kart graficznych