Gigabyte Aorus KD25F - Wygląd zewnętrzny i ergonomia
Pierwszy kontakt z KD25F wywołał u nas małe uczucie deja vu, ponieważ nowy monitor Gigabyte prezentuje się praktycznie identycznie jak debiutancki model marki Aorus, co naszym zdaniem zaliczyć trzeba na plus. Nawet opakowanie i jego zawartość są bliźniaczo podobne. Oznacza to, że otrzymujemy pokaźne, bardzo solidne kartonowe pudełko, gdzie poszczególne elementy zabezpieczono w środku styropianem i i pokrowcem na ekran z cienkiego materiału. Dodatkowe elementy jakie tu znajdziemy to płyta CD ze sterownikami, instrukcja montażu i wstępnego przygotowywania do użytkowania w kilku językach (w tym polskim) oraz zestaw kabli: od zasilającego (w wersji europejskiej i brytyjskiej), przez wideo (HDMI i DyplayPort), po USB 3.0. Jest więc na bogato i rzadko który producent oferuje cały komplet przewodów, jakim raczy nas Gigabyte, któremu należą się za to pochwały.
Także montaż jest dziecinnie prosty, ponieważ sprowadza się jedynie do przykręcenia podstawy w kształcie litery V do ramienia monitora. Warto jednak pamiętać o usunięciu zabezpieczenia w ramieniu, które blokuje funkcję regulacji wysokości. Następnie wystarczy już tylko podłączyć sprzęt do zasilania oraz komputera, przełączyć znajdujący się z tyłu włącznik i jesteśmy gotowi do działania. Jako że monitor wygląda po prostu jak nieco mniejsza wersja modelu AD27QD, zamiast się powtarzać, odsyłamy do naszej recenzji tego urządzenia, gdzie przeczytacie szczegółowe omówienie. Co najważniejsze, design wygląda nowocześnie i drapieżnie (na pewno nie można odmówić mu gamingowego charakteru), a do tego jest praktyczny (cienkie ramki wokół ekranu nie tylko świetnie się prezentują, ale i ułatwiają korzystanie z kilkuekranowych zestawów). Poza tym, panel jest matowy, ale na szczęście nie nazbyt ziarnisty, przez co powłoka antyodblaskowa dobrze spełnia swoje zadanie, ale nie gasi tak bardzo kolorów. Tylny panel jest zaś mocno futurystyczny i zaimplementowano tu podświetlenie LED RGB, wspierające system RGB Fusion, które możemy spersonalizować za sprawą dedykowanej aplikacji, wybierając dowolne kolory z palety 16,7 mln barw i liczne efekty. Konfigurować możemy w ramach kilku niezależnych stref i sama iluminacja zrealizowana została bez zarzutu - świeci przyjemnie dla oka, możemy regulować jej natężenie, a także sterować nią z poziomu urządzeń z Androidem i iOS oraz synchronizować z innymi podzespołami od Gigabyte, które obsługują system RGB Fusion. To jedno z najlepiej zrealizowanych podświetleń w monitorze, ale jeśli nie jesteście fanami tego typu rozwiązań, to możecie je wyłączyć.
Podstawa również została praktycznie zapożyczona z AD27QD, co oznacza, że przymocowana jest do masywnego ramienia zakończonego uchwytem do przenoszenia (bardzo pomocne). Stopka jest bardzo solidna, gdyż wykonana ze stali malowanej proszkowo na czarny kolor, a szeroki rozstaw w kształcie V zapewnia dużą stabilność i pozwala na wykorzystanie miejsca pomiędzy ramionami. Umieszczono w niej także spory otwór do zarządzania kablami, który bez problemów mieści nawet bardzo grubą wiązkę. Jeśli zaś chodzi o ergonomię, to jest pierwsza klasa, ponieważ ramię umożliwia regulację wysokości (sprzęt możemy podnieść o 130 mm), obrót o 20° w obie strony, pochylenie ekranu w zakresie 26° (od -5° do +21°), a nie zabrakło nawet trybu portretowego, czyli możemy zmienić orientację ekranu z poziomej na pionową (obrót o 90°). Co bardzo istotne, regulacja w każdym zakresie działa bardzo płynnie i nie nastręcza żadnych problemów, więc nie musimy się szarpać z monitorem, by otrzymać idealną pozycję ekranu (nie ma też obaw o przypadkowe zmiany ustawienia, np. poprzez trącenie monitora). Po zdjęciu specjalnej osłony i odkręceniu ramienia, możemy natomiast zdecydować się na powieszenie monitora na ścianie za pomocą systemu VESA 100.
Podsumowując ten wątek, jakość wykonania i dobór materiałów, wzornictwo oraz ergonomia Aorus KD25F to zdecydowanie górna półka. Generalnie trudno się tu przyczepić do czegokolwiek, choć oczywiście design to kwestia gustu i nie każdemu spodoba się stosowanie różnych faktur plastiku (błyszczący i matowy) czy obecność podświetlenia RGB. Nie zmienia to jednak faktu, że monitor otrzymuje od nas wyróżnienie za wzornictwo i wszystkie omawiane tu aspekty zaliczyć trzeba na duży plus.
Uwag nie mamy też co do dostępnych portów. Panel wejść i wyjść umieszczono tradycyjnie równolegle do matrycy i do naszej dyspozycji oddano złącza: DisplayPort 1.2, 2x HDMI 2.0, dwa analogowe audio minijack (wejście na mikrofon i słuchawki), 2x USB 3.0 oraz, co oczywiste, zasilanie (z dedykowanym przełącznikiem tuż obok). Co warto podkreślić, zastosowane tu porty USB wspierają szybkie ładowanie urządzeń mobilnych (zapewniają prąd 5 V/1.5 A), co niewątpliwie może się przydać, jeśli będziemy chcieli podładować nasz telefon w trakcie rozgrywki. Już ostatnio wskazywaliśmy jednak, że wygodniej byłoby, gdyby porty USB i minijack umieszczono na bocznym panelu, ponieważ sięganie do nich w obecnej formie może nastręczać nieco problemów. A jeśli mielibyśmy wskazać na jakieś braki, to bez wątpienia byłyby to głośniki - oczywiście te zintegrowane z monitorami nie mają startu do dedykowanych rozwiązań, co nie zmienia faktu, że potrafią być przydatne, choćby do odtwarzania dźwięków systemowych.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Gigabyte Aorus KD25F - test monitora z matrycą 240 Hz