Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych z Nintendo Switch, muszę przyznać, że mam co do tego sprzętu mieszane odczucia. Z jednej strony sama idea połączenia stacjonarki z handheldem wydaje się bardzo ciekawa. Rozpoczynamy grę w domu, a kończymy np. podczas przerwy między zajęciami. Przyznajcie, brzmi to zachęcająco. Z drugiej niestety kuleje realizacja. Umiarkowana moc obliczeniowa konsoli raczej nie sprzyja rywalizacji ze znacznie mocniejszymi konkurentami z obozów Microsoft oraz Sony. Tak wiem, że Nintendo to coś więcej niż grafika, ale o sukcesie konsoli świadczą głównie blockbustery, nie wychodzące dwa razy do roku produkcje na wyłączność. Wygoda użytkowania kontrolera, tytułem źle rozłożonych gałek analogowych i braku krzyżaka, również odstaje od większych rywali. Co więcej, wykonanie Nintendo Switch budzi liczne zastrzeżenia. Ekran pokryto podatnym na zarysowania tworzywem sztucznym, dock przypomina chińską zabawkę, a usunięcie wpadek producenta często wymaga dodatkowego nakładu finansowego. Niech za przykład posłuży uchwyt nieumożliwiający ładowania kontrolera, który dopiero opcjonalnie można wymienić na w pełni funkcjonalny, płacąc za tę przyjemność ponad 140 złotych! Tak po prawdzie do Nintendo Switch wypada dokupić całą masę akcesoriów. Folia na ekran i futerał to obowiązek w przypadku chęci przenoszenia, skądinąd nadmiernie delikatnej, konsoli. Ponadto, niewątpliwie przyda się gamepad Pro Controller (około 240 złotych), który eliminuje ergonomiczne bolączki standardowego Joy-Con.
Nintendo Switch to innowacyjna w zamyśle hybryda konsoli stacjonarnej i przenośnej. Pomysł jest świetny, ale jego realizacja - najwyżej przeciętna.
Najnowsza hybryda "N" mogłaby być świetnym sprzętem multimedialnym. Niestety, pomimo sprzyjającego temu środowiska sprzętowego, zupełnie pokpiono warstwę programową. Menu konsoli świeci pustkami. Pytam się, gdzie jest przeglądarka internetowa i choćby najprostszy odtwarzacz plików multimedialnych? Przecież Nintendo Switch to w dużej mierze Nvidia Shield TV (2017), tylko w innej szacie. Fakt faktem producent obiecuje podjęcie odpowiednich działań, ale bez wiążących terminów ciężko traktować obietnice z pełną powagą. Nie twierdzę bynajmniej, że Nintendo Switch nie może się rozwinąć. Tym niemniej oceny z oczywistych przyczyn muszę dokonać z uwzględnieniem dzisiejszego potencjału sprzętu, a obecnie nowość Japończyków jest urządzeniem zdatnym wyłącznie do gier z... dwoma solidnymi grami na koncie. A do tego trzeba wyłożyć za nie absurdalną w mojej opinii kwotę 1450 złotych, by niedługo potem dorzucić jeszcze około pół tysiąca na akcesoria - kartę pamięci microSD (bo jak jeszcze o tym nie wspomniałem, to ilość wbudowanej pamięci na dane wynosi skromne 32 GB), zestaw ochronny, uchwyt, a być może nawet gamepad. I wiecie to? Ceny typowe dla sektora Premium dałoby się przełknąć, gdyby tylko znalazły one odzwierciedlenie w jakości urządzenia. A niestety nie znajdują. Jeśli nosicie się z zamiarem zakupu Nintendo Switch, zalecam wstrzemięźliwość. Przede wszystkim warto poczekać na aktualizacje oprogramowania. Później zobaczymy, co będzie.
Nintendo Switch (HAC-001)
Ciekawa idea połączenia stacjonarki z handheldem, możliwość rozdzielenia kontrolera i wspólnej gry, przyzwoity wyświetlacz, relatywnie wysoka moc obliczeniowa jak na realia mobilne, brak problemów termicznych, widać potencjał...
...ale raczej na przyszłość, bardzo ubogie oprogramowanie i ledwie dwie porządne gry na start, dyskusyjna wygoda użytkowania kontrolera, problemy z HDMI CEC, niekiedy słaba jakość wykonania i materiały, drogie a często niezbędne akcesoria, cena samej konsoli również nie zachęca
Cena (na dzień 21.03.2017): 1449 złotych
Gwarancja: 12 miesięcy
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test konsoli Nintendo Switch – słaba stacjonarka, a może potężny handheld?