Podobnie jak zdecydowana większość ekonomicznej konkurencji, BenQ GW2480 zapakowany jest w niewielki szary karton z monochromatycznymi nadrukami. Jego dokładne wymiary to 639 x 131 x 406 mm, a to świecie monitorów przedstawia się niezwykle skromnie. Nadruki obejmują zdjęcie urządzenia, jak również podstawowe dane techniczne wyrażone w formie graficznej. Tym niemniej na jednym z boków znajdziemy czytelną naklejkę przedstawiającą pełną specyfikację techniczną, co w moim odczuciu zasługuje na pochwałę. Co więcej, na pochwałę zasługuje również zawartość opakowania. Producent bowiem, obok monitora z podstawą i obowiązkowego kabla zasilającego, dostarcza także kabel HDMI. W tym przedziale cenowym zdecydowanie częściej widzimy archaiczne, analogowe przewody D-Sub (VGA). Przechodząc do kwestii pakowania, nie mam żadnych zastrzeżeń. Zgodnie z tradycją wykorzystano styropianową formę oraz dużą ilość folii. Ba, w samych superlatywach mogę wypowiadać się też o procesie montażu. Stopa i ramie dostarczane są jako oddzielne elementy, ale wszystko co należy zrobić to skręcić je szybkośrubką, a następnie wsunąć w obudowę monitora.
Przygotowany do pracy BenQ GW2480 zaskakuje delikatną i nowoczesną stylistyką. Monitor wykonano w całości z czarnego tworzywa sztucznego, które jest bardzo przyjemne w dotyku i miejscami fakturowane, co tylko urozmaica design. Materiał nie zbiera odcisków palców, nie przejawiając jednocześnie nadmiernej skłonności do zarysowań. Ponadto, do gustu przypaść może wąskie obramowanie matrycy, choć 2 mm podawane przez producenta są ewidentnym nadużyciem. Matryca wprawdzie ma metalową ramkę o takiej grubości, ale do tego dochodzi jeszcze około 5-milimetrowe martwe pole, ukryte pod zewnętrzną warstwą szkła. Oczywiście nie jest to nic szczególnie wyróżniającego, bo na taki zabieg decydują się wszyscy producenci "bezramkowych" ekranów, a wynika on z ograniczeń technologicznych. Sama matryca cechuje się powłoką antyodblaskową, która to jednak jest zdecydowanie mniej ziarnista niż w starszych konstrukcjach LG Display i na pierwszy rzut oka nietrudno o pomyłkę z panelami AU Optronics. Efekt jest taki, że ekran przesadnie nie odbija światła, ale zachowuje kontrast wizualny. Summa summarum przedstawia się to bardzo dobrze, a producenta raz jeszcze mogę pochwalić.
Teraz jednak nadszedł czas na kubeł, albo przynajmniej kubełek zimnej wody. Sterowanie menu ekranowym oparto na sześciu fizycznych przyciskach, z czego jeden pełni wyłącznie funkcję włącznika / wyłącznika i zaszyto w nim zarazem diodę sygnalizacyjną. W egzemplarzu nadesłanym do ITHardware.pl każdy z tych przycisków ma nieco inny skok i informację zwrotną, a skrajny trzeba dodatkowo dość energicznie docisnąć, by w ogóle zarejestrował działanie. Narzekać można ponadto na ergonomię podstawy, bo choć schowek maskujący okablowanie pozwala rewelacyjnie utrzymać estetykę miejsca pracy, to jednak regulacja ograniczona do 25-stopniowego przedziału na pochylenie lub nachylenie ekranu wywołuje kręcenie nosem. Co prawda w tym przedziale cenowym jest to bardziej niechlubny standard niż wpadka, ale i tak podświadomie chciałoby się czegoś więcej. Tyle dobrego, że pomimo stosunkowo futurystycznego wyglądu ramię zapewnia przyzwoitą stabilność. No, a w razie czego można pokusić się o wymianę elementu, korzystając z wywierconych na tyle obudowy otworów montażowych w standardzie VESA 100x100. Te same otwory umożliwiają oczywiście instalację ścienną.
Zwieńczeniem całości jest nie najgorzej wyposażony panel I/O. Znajdziemy na nim odpowiednio wejście i wyjście audio Jack 3,5 mm, analogowy D-Sub (VGA) dla starszych kart graficznych, HDMI w wersji 1.4, DisplayPort 1.2 oraz gniazdo zasilania. Warto nadmienić, iż zasilacz został tutaj wbudowany do wnętrza, co jeszcze bardziej ułatwia zachowanie estetyki miejsca pracy. Jeśli chodzi o wbudowane głośniki, to niestety nie należy oczekiwać nieskazitelnych wrażeń fonicznych. Zintegrowane audio gra w sposób typowy dla większości monitorów, czyli ścieżka jest względnie czysta, aczkolwiek skupiona wokół średniowysokich rejestrów i kompletnie pozbawiona basu. Na potrzeby biurowe powinno to wystarczyć, ale już do seansu filmowego lepiej pokusić się o choćby najtańszy zestaw zewnętrzny. Ogólnie rzecz biorąc, jak na reprezentowany przedział cenowy BenQ GW2480 nie ma się czego wstydzić. Jest to monitor możliwie funkcjonalny i przemyślany, a dodatkowo przyjemny dla oka. Niemniej jednak drobnych wpadek jakościowych nie brakuje. Tak czy inaczej, testowany sprzęt i tak wypada o rząd wielkości okazalej niż chociażby ASUS VX229H, inny budżetowiec testowany przeze mnie w przeszłości.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test monitora BenQ GW2480 – Stylowy i funkcjonalny IPS w przystępnej cenie