Temat podbitych częstotliwości odświeżania był wałkowany tyle razy, że ciężko napisać w tej kwestii cokolwiek odkrywczego. Dla niewtajemniczonych - im wyższa częstotliwość odświeżania, tym większa ostrość obrazu w ruchu. Jeśli chodzi o testowany monitor, zapewnia on maksymalne odświeżanie na poziomie 144 Hz. Wymaga to połączenia z kartą grafiki przez DVI-DL. Pomimo licznych opinii znalezionych w Internecie świadczących o problemach z tym trybem, nie udało mi się dopatrzyć żadnych trudności. Poniżej możecie zobaczyć film redakcyjnego kolegi, Damiana Włodarskiego, porównujący odświeżanie równe 144 Hz z klasycznymi 60 Hz. Zwróćcie szczególną uwagę na ciągłość wszystkich pionowych linii.
BenQ Blur Reduction
Znacznie ciekawiej, także z naukowego punktu widzenia, prezentuje się autorska funkcja Blur Reduction. Odpowiada ona za stroboskopowe manipulowanie podświetleniem, pozwalając uzyskać ostrość obrazu nieustępującą monitorom kineskopowym. Jest to rozwiązanie zbliżone do Nvidia ULMB zaszytego w module G-Sync, ale - w odróżnieniu od rywala - może zostać wykorzystane z kartami graficznymi obydwu producentów, tj. AMD oraz Nvidia. Co tu dużo dodawać, technika BenQ rzeczywiście działa. W odmętach Internetu dostępna jest nawet dedykowana aplikacja sterująca, Blur Busters Strobe Utility, dzięki której możemy własnoręcznie modyfikować interwały. Wyjściowo stroboskop jest niewątpliwie efektywny, jednak powoduje obniżenie jasności do ok. 135 cd/m2. Osoby preferujące wyższe natężenie luminancji muszą więc poeksperymentować z ustawieniami, by znaleźć złoty środek pomiędzy minimalizacją rozmyć a jasnością panelu.
Jako, iż wokół aplikacji sterującej narodziła się bardzo aktywna społeczność, znalezienie satysfakcjonujących ustawień nie powinno stanowić problemu - również dla osób niechętnych do samodzielnych eksperymentów.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test monitora BenQ ZOWIE XL2411 144 Hz