Test monitora Philips 276E7QDSW. Najlepszy 27-calowiec za około 950 złotych?

Test monitora Philips 276E7QDSW. Najlepszy 27-calowiec za około 950 złotych?

Jak Philips, to oczywiście biały karton - właśnie w takim opakowaniu przyjechał do mnie 276E7QDSW. W odróżnieniu od testowanego ostatnio modelu BDM3275UP, nadruki nie są kolorowe, a zamiast tego króluje skala szarości i tylko gdzieniegdzie trafiają się niebieskie akcenty. Wszystkie informacje techniczne zawarto w obrębie czytelnej tabeli, dzięki której poznać możemy m.in.: przekątną ekranu, rozdzielczość natywną, typ zastosowanej matrycy i kilka ważniejszych technologii. W bezpośrednim sąsiedztwie owej tabeli umieszczono też grafikę z hasłem "82% Wide Color Gamut", co tyczy się zgodności z przestrzenią barw NTSC. Z punktu widzenia pijarowca brzmi to zachęcająco, w rzeczywistości - niekoniecznie. W idealnych warunkach, monitor wąskogamutowy powinien pokrywać około 72% palety NTSC, co jest ekwiwalentem pełnej zgodności z sRGB. Przerost oznacza potrzebę oprofilowania. Przechodząc do zawartości pudełka, poza monitorem z podstawą, znajdziemy tylko podstawowe akcesoria: kabel D-Sub (VGA), zewnętrzny zasilacz, lakoniczną instrukcję.

Złożenie podstawy jest dziecinnie proste, aczkolwiek wymaga wyjątkowej ostrożności. Cały proces odbywa się dzięki pojedynczej szybkośrubce, ale przed ustawieniem monitora na stanowisku roboczym, trzeba odchylić ekran do tyłu. Inaczej konstrukcja się przewróci. Co ciekawe, to rozwiązanie jest ewidentnie intencjonalne, ponieważ po wstępnej korekcie pozycji zaskakuje blokada, która zapobiega utracie równowagi przy dalszym użytkowaniu. Zwężając kąt pomiędzy obudową wyświetlacza a nogą, inżynierom udało się zapakować sprzęt w smuklejsze pudełko. Szkoda tylko, że nikt nie poinformował o tym w broszurze szybkiego startu. Pomijając wpadkę ze stabilnością, na pierwszy rzut oka ciężko znaleźć jakieś minusy, a Philips 276E7QDSW plusuje antyrefleksyjną powłoką matrycy i nowoczesnym wzornictwem, choć w tym drugim przypadku kluczową rolę gra stosunek do śnieżnobiałego koloru obudowy.

O ile kwestia koloru obudowy jest sprawą gustu, o tyle obramowanie matrycy robi obiektywnie dobre wrażenie. Philips po raz kolejny zdecydował się na wyodrębnione ramki, jednak ich szerokość jest tak naprawdę mniejsza, niż ma to miejsce w wielu teoretycznie bezramkowych monitorach, w których tafla szkła potrafi skrywać nawet 8-milimetrowe martwe pole. Tymczasem obramowanie boczne testowanego wyświetlacza mierzy zaledwie 6 milimetrów, co przekłada się na całkowitą szerokość monitora rzędu 61,6 centymetra. Dla porównania, AOC i2769Vm mierzy dokładnie 62,2 centymetra, a ponoć nie posiada ramek w ogóle. Testowany sprzęt może się także pochwalić subtelniejszą dolną listwą, a to za sprawą przeniesienia sterowania OSD na tył obudowy, gdzie zamiast klasycznych przycisków lub interfejsu dotykowego, znajdziemy 4-kierunkowy dżojstik. Element umieszczono na tyle blisko krawędzi bocznej, że jego lokalizacja nie stanowi problemu, także siedząc w klasycznej pozycji przed ekranem.

Jak już wspominałem, podstawa ma problemy ze stabilnością, co dotyczy nie tylko pierwszego uruchomienia, ale również codziennej eksploatacji. Minimalistyczny satynowy dwójnóg prezentuje się rewelacyjnie, tyle tylko, że przytwierdzony do niego panel potrafi się zachwiać, a możliwości regulacji są niemalże zerowe - wychylenie wyświetlacza w płaszczyźnie horyzontalnej o 20 stopni. Biorąc poprawkę na szerokie kąty widzenia oferowane przez matryce PLS, jestem daleki od pisania o rażącym niedopatrzeniu, niemniej opcja dostosowania wysokości zawsze poprawia komfort. Zwłaszcza w monitorze multimedialnym, którego użytkownik zapewne będzie przybierał szereg różnych pozycji, nie zawsze tę klasyczną, wyprostowaną. W razie czego pozostaje mocowanie VESA, zrealizowane w najpowszechniejszym standardzie 100x100, co pozwala dokupić albo bardziej funkcjonalną podstawę, albo uchwyt naścienny. Liczba rozwiązań dostępnych na rynku jest ogromna, a ich koszt - znikomy, o czym zresztą wielokrotnie informowałem w poprzednich publikacjach.

Wszystkie wejścia obrazu, czyli kolejno: D-Sub (VGA), DVI-I oraz HDMI, umieszczono prostopadle do powierzchni matrycy, co ułatwia podpięcie okablowania, jednocześnie uniemożliwiając dosunięcie monitora do ściany. Krytykowałem to testując AOC-a i2769Vm, krytykuję i teraz. Dyskusyjnym ruchem jest też zastosowanie zewnętrznego zasilacza, który zrealizowano w formie prostopadłościanu, cechującego się wymiarami mniej więcej 11x6x3 centymetry. Sądząc po wąskim profilu obudowy monitora, chodziło o zaoszczędzenie miejsca wewnątrz. Pytanie: czy redukcja głębokości za wszelką cenę faktycznie ma sens, jeżeli kilka obciętych milimetrów wiąże się z koniecznością posiadania nadprogramowej kostki? Nie powiedziałbym. Jak przystało na reprezentanta sektora multimedialnego, zwieńczeniem całości są głośniki stereo. Patrząc na propozycje konkurencji w tym przedziale cenowym, zestaw audio Philipsa nie wypada źle, bo gra dość czysto, ale o niskich tonach standardowo możemy zapomnieć.

Obserwuj nas w Google News

Pokaż / Dodaj komentarze do: Test monitora Philips 276E7QDSW. Najlepszy 27-calowiec za około 950 złotych?

 0