Test pakietu Bitdefender Total Security Multi-Device 2017

Pierwsze uruchomienie aplikacji Total Security 2017 jest banalnie proste, wręcz łopatologiczne. Najpierw pobieramy z Centrali ważący około 10 MB kreator, a ten już automatycznie zasysa właściwe pliki, tj. niespełna 410 MB. Instalację można przeprowadzić w dwóch trybach - prostym oraz zaawansowanym. Drugi z wymienionych pozwala ręcznie wpisać ustawienia proxy. I to by było na tyle. Nadmienię, że zainstalowaniu i dociągnięciu aktualnej bazy całość pochłonęła 640 MB przestrzeni dyskowej. Finalnie oczom ukazuje się nowoczesny interfejs graficzny przypominający nieco panel ustawień systemu Windows 10, który prawdę powiedziawszy zaskakuje skromnością w odniesieniu do liczby obiecywanych funkcji. Przejrzystość uzyskano dzięki rozrzuceniu opcji pomiędzy osiem zakładek tematycznych, które to z kolei zostały rozbite na trzy podgrupy. Pierwsza zawiera wszystkie moduły ochronne i optymalizacyjne, druga odpowiada za analitykę, a trzecia to typowa sekcja informacyjno-konfiguracyjna.

Zasadniczo, wszystkie udostępnione funkcje czysto ochronne zdążyłem już wymienić we wstępie - skaner dostępowy, firewall, detekcja ransomware, ochrona przeglądarki, filtr antyspamowy. Cały ten zestaw trafił do głównej zakładki programu. Osobno znalazły się natomiast moduły sklasyfikowane jako odpowiedzialne za prywatność i narzędzia optymalizacyjne. Są to kolejno piaskownica Safepay i odnośnik do Asystenta Rodzica, a ponadto system antykradzieżowy i pełne spektrum funkcji związanych z optymalizacją magazynu danych - czyszczenie dysku ze zbędnych plików tymczasowych i wpisów w rejestrze, a także optymalizacja autostartu. Tym, którzy zaznajomieni są z produktami Bitdefender, interfejs Total Security 2017 powinien wydać się znajomy. Wszyscy inni narzekać raczej nie będą, zwłaszcza, że opisy zostały nienagannie spolszczone, a całość działa naprawdę szybko. I to również na dość leciwym już laptopie opartym o dwurdzeniowy procesor Intel Core i5-2400M.