Menu ekranowe monitora Lenovo Y27g jest bardzo funkcjonalne i dość przejrzyste, aczkolwiek jego obsługę uprzykrzają opisane w poprzednim rozdziale, niezbyt dobrze zaprojektowane przyciski. Kiedy jednak się do nich przyzwyczaimy, interfejs zaczyna jawić się jako dobrze przemyślany. Idąc od lewej, przycisk pierwszy otwiera kartę wyboru profilu obrazu, drugi - wybór źródła, trzeci - funkcję LightBalance, czwarty - ustawienie jasności, piąty zaś - część zasadniczą. Przy czym tak naprawdę każdy przycisk daje dostęp do menu głównego, bo skróty rozwiązano poprzez otworzenie odpowiedniej zakładki w tymże, nie jakieś dodatkowe nakładki. Liczba poszczególnych ustawień i funkcji jest doprawdy zaskakująca. Dla przykładu, regulacja temperatury odbywa się 6-osiowo, a gammę lokalną ustawimy nie tylko poprzez trzy predefinicje, ale także dodatkowy korektor LightBalance, co przekłada się na łącznie 12 możliwych kombinacji. Mało tego, monitor ma też licznik klatek na sekundę, choć trochę nieoczekiwanie ukryto go pośród profili obrazu. A jeśli już o profilach mowa, to warto wspomnieć także o możliwości tworzenia i zapisywania własnych pakietów nastaw. Są na to przewidziane dwa sloty. Gdyby tylko fizyczne aspekty nawigacji były lepsze (przyciski!), menu ekranowe byłoby wręcz wzorem do naśladowania. Na obecny moment jest po prostu bardzo dobre.
Menu ekranowe Lenovo Y27g jest świetnie rozplanowane i bardzo funkcjonalne, ale irytujące momentami przyciski bardzo uprzykrzają jego codzienną obsługę.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test Lenovo Y27g – Zakrzywiony VA z NVIDIA G-SYNC w zachęcającej cenie