Do tej pory miałem okazję sprawdzić dwa monitory marki BenQ, gamingowy model ZOWIE XL2411 oraz ekonomiczny GW2480. Menu ekranowe obydwu z nich wywarło na mnie bardzo dobre wrażenie, bo też było niemalże identyczne. Niestety testowany BenQ GL2706PQ z jakiegoś powodu wykorzystuje zupełnie inny, zdecydowanie prostszy interfejs, przypominający stylistycznie klasyczne BIOS-y sprzed epoki UEFI. Zacznijmy jednak od przycisków szybkiego dostępu, którym przypisano kolejno wybór źródła obrazu oraz regulację głośności. W przeciwieństwie do dwóch wymienionych powyżej modeli funkcji nie można przeprogramować. Ponadto, brakuje możliwości tworzenia profili ustawień. Niemniej to tylko początek długiej listy uwag. Zdecydowanie większą wadę stanowi bardzo skromna liczba funkcji w części zasadniczej. Zmodyfikować możemy jedynie jasność, kontrast oraz temperaturę barwową. Brakuje jakichkolwiek opcjonalnych presetów dla gammy lokalnej, nie wspominając już o dodatkowych korektorach cieni czy świateł. Tyle dobrego, że ostał się "dopalacz" Overdrive. Tak czy inaczej, menu ekranowe monitora BenQ GL2706PQ dosłownie świeci pustkami, co stanowi nie najlepszy prognostyk w kontekście personalizacji sprzętu, a jakby tego było mało przyciski nie są w ogóle opisane - brakuje jakiejkolwiek legendy.
Menu ekranowe jest niezwykle ubogie w funkcje, a przyciskom brakuje legendy, co dodatkowo utrudnia nawigację. Konfiguracja wypada tym samym kiepsko.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Test monitora BenQ GL2706PQ – Jeden z najtańszych paneli WQHD na rynku