Reasumując, procesory generacji Pinnacle Ridge różnią się od poprzedników trzema szczegółami: procesem technologicznym 12 nm, wyższymi fabrycznymi zegarami oraz usprawnieniami w zakresie czasu dostępu do pamięci cache/RAM. Na temat praktycznego wpływu powyższych na wydajność zdążyłem napisać już sporo - jeśli przeoczyliście, to zapraszam tutaj i tutaj (komentarze są pod wykresami). Zestawiając Pinnacle Ridge z ubiegłoroczną premierą Kaby Lake, mogę powiedzieć, że w przypadku AMD wzrost wydajności jest nawet nieco większy. Przykładowo, Core i5-7600K zyskiwał na zegarze, względem Core i5-6600K, około 8-11%. Dla porównania, testowany Ryzen 5 2600X taktowany jest circa 8-13% wyżej od Ryzena 5 1600X (podobnie jak Ryzen 7 1800X, ten ostatni tylko epizodycznie wychodził powyżej 3,7 GHz, czyli wartości Turbo dla pełnego obciążenia). W kwestię podkręcania wchodzić nie zamierzam, gdyż tutaj zbyt wiele zależy od konkretnych egzemplarzy, na które trafimy. Nie należy też zapominać, że u nowych AMD dochodzi wzrost wydajności na takt zegara - subtelny i niezbyt często występujący, ale jednak. Zasadniczo więc można powiedzieć, że pod względem czystej wydajności, w odniesieniu do poprzedników, Pinnacle Ridge spełniły pokładane w nich nadzieje. Nieco gorzej wygląda kwestia efektywności energetycznej, która niestety zdaje się, że mocno spadła. Chociaż, powtarzam, to może (ale nie musi) być kwestia felernego egzemplarza. W temacie podkręcania RAM postępu już nie ma, a i niektórzy entuzjaści pewnie liczyli na wyższe zegary po OC, ale to już "insza inszość". Trzeźwo myślący raczej nie robili sobie złudnych nadziei.
Pinnacle Ridge to całkiem przyzwoite odświeżenie istniejącej oferty AMD. Dostaliśmy dobre procesory, które będą musiały jednak rywalizować zarówno z Coffee Lake, jak i poprzednią, obecnie bardzo tanią, generacją Ryzenów.
Jeśli natomiast o platformę chodzi, to mamy nowe chipsety z numerkiem o 100 wyższym. Chipsety, które są w zasadzie kopią 1:1 poprzedników (w przypadku Kaby Lake było tak samo) i nie przynoszą nowej jakości. Jak jednak widać na bonusowej stronie, nie ma żadnych problemów ze współpracą Pinnacle Ridge ze starszymi płytami, tak pod względem wydajnościowym, jak i możliwości podkręcania. Trudno tutaj mówić o jakimś zaskoczeniu, czy też traktować ten fakt jako zaletę, gdyż mamy do czynienia po prostu z lekkim odświeżeniem oferty, a nie naprawdę nowymi produktami. Kwestia opłacalności Ryzena 5 2600X mocno zależy od zastosowania. W przypadku gier nawet zablokowany Core i5-8400 będzie średnio ~2,4% szybszy od konkurenta podkręconego do 4,2 GHz, a ponadto zauważalnie tańszy. Natomiast do pracy wielowątkowej, ewentualnie gamingu połączonego ze streamingiem, opisywany CPU stanowić będzie bardzo rozsądny wybór. Jednakowoż nie należy zapominać o starych, dobrych Summit Ridge, które przy porównaniu OC vs OC są zaledwie kilka procent wolniejsze od Pinnacle Ridge, a dzięki licznym obniżkom (oraz częstym promocjom) ich cena jest niesamowicie atrakcyjna. Koniec końców, nowa oferta AMD to całkiem przyzwoite odświeżenie istniejących Ryzenów - niewątpliwie nie idealne, ale w gruncie rzeczy spełniające oczekiwania. W związku z powyższymi faktami, ostatecznie wyceniam Ryzena 5 2600X dokładnie na tyle, na ile oceniłem ubiegłoroczne Core i5-7600K / i7-7700K, czyli cztery gwiazdki. Dajcie znać w komentarzach, co uważacie o nowej generacji AMD, a także nie zapomnijcie przejrzeć bonusowych stron z ciekawymi informacjami.
AMD Ryzen 5 2600X
Dobra wydajność w większości aplikacji, znakomite osiągi w części zastosowań półprofesjonalnych, dobra wydajność w grach, znacząco ulepszone działanie Turbo, lekki wzrost IPC
Przeciętna (chociaż nieco lepsza) wydajność jednowątkowa, znaczny spadek efektywności energetycznej, potencjał OC budzący co najwyżej uśmiech politowania, brak większych innowacji
Cena (na dzień 19.04.2018) : 929 zł
Gwarancja: 36 miesięcy
Sprzęt do testów dostarczył:
Pokaż / Dodaj komentarze do: Premierowy test procesora AMD Ryzen 5 2600X. Pinnacle Ridge wchodzi do gry