Producent dostarcza dysk w niewielkim kartonowym pudełku koloru granatowo-czarnego, z pojedynczym zdjęciem i tylko najbardziej podstawowymi informacjami technicznymi. Zawartość opakowania jest równie ascetyczna, bo oprócz właściwego modelu nośnika znajdziemy tam tylko bardzo skróconą instrukcję i informacje bezpieczeństwa. Sam dysk jest zrealizowany w standardzie M.2 80 mm, czyli najpopularniejszym formacie dla interfejsu PCIe. Laminat charakteryzuje się głęboko czarnym kolorem, co niewątpliwie przypadnie do gustu estetom. Poszczególne kości pamięci i kontroler niemalże w całości ukryto pod naklejką, prezentującą oznaczenie i pojemność dysku. Swoją drogą, wszystkie układy umieszczone są na awersie płyty drukowanej, co oznacza, że dysk jest bardzo smukły i z powodzeniem zmieści się w najsmuklejszych laptopach.
Oprogramowanie i dodatkowe technologie
Lexar nie zapewnia żadnego autorskiego oprogramowania dla swoich SSD, dlatego w tym przypadku skazani jesteśmy na rozwiązania firm trzecich (co wcale nie jest złym rozwiązaniem). Także w zakresie zastosowania dodatkowych rozwiązań technologicznych jest tu dość skromnie i nie możemy liczyć choćby na szyfrowanie sprzętowe (nie jest to jednak coś, z czego zwykli użytkownicy korzystają na porządku dziennym). Otrzymujemy raczej dość podstawowy zestaw, ze wsparciem dla TRIM, S.M.A.R.T oraz LDPC (Low-Density Parity Check).
Temperatury i throttling
Lexar NM620 relatywnie szybko się przegrzewa, gdyż throttling termiczny odnotowywany jest już po zapisaniu ok. 80 GB i powoduje spadek prędkości do ok. 800 MB/s. Co więcej, temperatura podnosi się wyraźnie poza zakres operacyjny dysku, gdyż potrafi dobić do 76°C. Oznacza to, że jeśli zamierzamy wykorzystywać dysk do bardziej obciążających (lub długotrwałych) zadań, lepiej zainwestować w radiator lub zainstalować go pod takowym naszej płyty głównej, o ile to oczywiście możliwe.
Pokaż / Dodaj komentarze do: Wielki test wysokowydajnych dysków SSD M.2 PCIe 3.0